poniedziałek, 6 października 2014

Nn :)

---Annabeth---
-Domyślałem się że Cie tu spotkam-powiedział ktoś za moimi plecami. Obróciłam wózek, i zobaczyłam Damon'a.
-Pomaga Ci przychodzenie tutaj?-zapytał. Wzruszyłam ramionami. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia z cmentarza. Właściwie nigdzie nie miałam 'swojego' miejsca. Moje miejsce było przy Liam'ie. Ale on nie żył. Nie wyrzucałam rodzicom tego iż go zabili, nie znali go, tak samo jak ja. Dopiero teraz to dostrzegłam, gdy go już nie ma. Jest ojcem naszej małej córeczki. I nie może jej nawet zobaczyć. Czy zawsze dostrzegamy miłość do osoby, po jej śmierci? Moje myśli błądziły co rusz to w innym kierunku.
Nie miałam co robić w domu. Nie pozwalali mi się zbliżyć do Lily, a to ona była moją małą pociechą. Tylko rehabilitacja do tego stopnia zajmowała mnie, że wyłączałam umysł. Ćwiczyłam z ojcem lub/i Meredith. Alaric popierał mnie w tym, bym to ja zajmowała się moją dziewczynką. Elena jak zwykle byla temu przeciwna. Czasami mnie wkurzała. To że jest babcią Lily to nie znaczy że może mnie od niej odsuwać! Czemu ona mi to robi? Nie widzi że ja to odczuwam zupełnie inaczej niż ona? Zawsze gdy próbowałam z nią porozmawiać na ten temat, sprzeciwiała się. Damon chciał pomóc, kontynuując ten temat, ale była nieugięta. Był listopad, a w styczniu miała wyjechać na studia do Londynu. Mam się cieszyć czy płakać?, zadawałam ciągle sobie to pytanie.
-Nad czym myślisz?-zapytał Alaric który właśnie wszedł do mojego pokoju. Zwykle przychodzil do nas razem z Meredith, i od razu kierował się właśnie tutaj. Mój pokój byl skromny: szafa, łóżko, biurko. Żadnego śladu obecności Lily...
Wpatrywałam się w okno, koł mnie stało krzesło więc przystawił je obok mnie. Przytuliłam się do niego i rozpłakałam się. Wiedział czemu. To właśnie Alaric'owi zwierzałam się z moich trosk i przemyśleń. Moją psychikę najbardziej męczyło to że nie wstawałam z wózka. Prawie cały czas wyglądałam przez okno marząc o cofnięciu czasu. Wyobrażałam sobie Liam'a, który przychodzi do mnie i zabiera do szkoły. Trzymamy się za ręce, wpólnie lekcje mijają nam szybciej. A póżniej popołudnie spędzone razem w moim pokoju. Ale to nigdy się nie spełni, chociaż nie wiem jak bym tego chciała. Brakuje mi mojego Liam'a Bewley...

WIGILIA
Zapadam w coraz większą depresję. Coraz częściej myślę o samobójstwie. Wczoraj Elena przyszła do kuchni z Lily, gdzie akurat siedziałam. Aa ja mogłam jedynie patrzeć. Taka piękna dziewczynka... Taka podobna do mnie i Liam'a. Ma jego włosy. Za jej podobieństwodo niego ją kocham...
Moja matka traktuje mnie jak powietrze. Całe dnie spędza u Lily, a gdy tylko mnie zobaczy dręczy mnie napomnieniami o moim dziecku. Damon i Alaric próbują mnie jakoś pocieszyćale nie potrafią. Pomoże mi jedynie moja córeczka. Niedługo skończy 4 miesiące...
Już nie raz dostawałam środki uspokające od Meredith. Przeze mnie zaczęła przychodzić częściej do naszego domu. Ostatnio zaprzestałam rehabailitacji. Czułam się chora z tęsknoty. Leżałam skulona w łóżku. Nigdy nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się dlaczego Elena zakazała mi tego wszystkiego: chodzenia na cmentarz, widywania się z własną córką.

NOWY ROK 2008r.
Dokładnie 3 dni... Znowu pogorszenie. Tym razem doszły wymioty. I znów musieli nade mną czuwać. Chociaż była 1 dobra strona: mogłam normalnie zasypiać. Alaric chciał pokazać mi małą, ale ja mu nie pozwoliłam. Nie moge jej niczym zarazić. Nie mogę stracić mojego maleństwa!
Wczoraj Elena wyjechała. Jestem prawie pewna że sprawiło mi to tylko ulgę. Nam obu potrzebna była rozłąka...
-Ann. To ciąża. 6 miesiąc-spojrzała na mnie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Nie mów chłopakom. Sama to zrobię, dobrze?-spytałam na wpół z płaczem. Zasłoniłam twarz dłońmi. Ledwie usłyszałam szept Meredith "Okay". Gdy się uspokoiłam co nastąpiło gdy przestałam myśleć o następnym dziecku kobieta pomogła mi się przebrać. Na koniec przytuliła mnie. Próbowała zrozumieć co przeżywam.
Zeszłam na dół z pomocą Damon'a co wyglądało jakby pomagał dziecku stawiać pierwsze kroki. Trzymał mnie za plecami, a ja ściskając poręcz schodów 'raczkowałam'.
Zmęczona usiadłam  przy stole w kuchni i wodziłam wzrokiem za panią lekarz która przygotowywała dla wszystkich obiad. Meredith i jej siostra zostały lekarzami, pierwsza-ginekolog, druga-onkolog. Obie były moimi dalszymi przyjaciółkami. Nie zdradzały moich sekretów, dopóki im nie pozwoliłam. Niewiele ich znały bo nie byłam jeszcze pewna czy mogę im w 100% zaufać.
-A już myślałem że to Lily będzie pierwsza-zawołał Alaric niosąc moją małą córeczkę. Podał mi ją i choć to był mój pierwszy raz nikt na nic nie uważał ani się nie denerwował że upuszczę córkę. Najwidoczniej wszyscy uważali że to ja od początku powinnam się nią zajmować.
-Pierwsza w czym?-zapytałam go. Przyszedł mój ojciec i nawet Mer na chwilę się do nas przysiadła
-W chodzeniu-odpowiedział z tym jego 'zabójczym' uśmiechem. Dałam mu kuksańca w bok.
-Jak możesz we mnie nie wierzyć?-siliłam się na urażony ton ale śmiech zwyciężył. Nawet Lily się po swojemu uśmiechała. Dałam jej całusa w główkę. Miała gęste, i jak narazie krótkie jak heban włosy. Nie była ani 'pulpetem' ani nie była chuda chociaż gdy się ją trzymało, wydawała się lekka. Z buzi wystawały jej 2 ząbki: 1 u góry, 2 na dole.
-Czysta mama-Meredith zauważyła jak przyglądam się dziecku. Powiedziała to bez ironii, z lekkim uśmiechem.
-Mówisz tak bo nie widziałaś jej ojca. To do niego jest bardziej podobna.
-Z tym argumentem mogłabym dyskutować.
-Kiedy Elena wraca?
-Mistrzyni zmiany tematu. W lipcu-odrzekł Damon. Wyciągnął ręce po Lily i zaczął ją uczyćchodzić. Wodziłam za nimi wzrwzrokiem, aż zniknęli w salonie.
-Ja też muszę zmienić temat-oznajmiła nasza kucharka-Damon chodź tu, ale i tak wiem że wszystko słyszysz.-Wywołany z szerokim uśmiechem wyłania się i siada po mojej lewej stronie. Wszyscy jak zwykle się śmiejemy. Zauważyłam że po zniknięciu mamy panuje swobodniejsza atmosfera w domu... Bardzo ją kocham, ale mam jej niekiedy dość i przez to mam wyrzuty sumienia. Tata podał mi Lily a Meredith znów przemówiła-Alaric już o tym wie-ten podszedł do niej i objął ją czule w pasie-Spodziewamy się dziecka!
-Gratuluję-wykrztusiłam ze słabym uśmiechem. Damon przytulił oboje więc chyba nie zauważyli mojej kwaśnej miny. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Damon poszedł otworzyć, ja posadziłam małą w jej krzesełku i z pomocą Alaric'a wyszłam na korytarz. Od razu go rozpoznałam. Gdy tylko mnie zobaczył wyjął pistolet i strzelił do mnie. Osunęłam się na ziemię. Starałam się nie patrzeć na ranę która umiejscowiła się tuż pod moim prawym płucem.
-Meredith chodź tu!-usłyszałam krzyk jej męża. Lily zaczęła płakać i mój ojciec poszedł do niej. Mężczyzna zniknął równie szybko jak się pojawił. Głowę miałam na kolanach Al'a, Meredith dociskała moje ręce do rany i dzwoniła najprawdopodobiej po kartetkę. Spojrzałam w górę, zobaczyłam twarz Saltzman'a  i wyszeptałam słabym głosem "Przepraszam". Łzy leciały mi po policzkach, nie tylko moje. Oderwałam ręce od brzucha ale on przyłozył swoje. Wtedy odpłynęłam...

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. :)
    Zapraszam na swojego bloga. :)
    http://spotkajmysiewczernicy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń