poniedziałek, 6 października 2014

Nn :)

---Annabeth---
-Domyślałem się że Cie tu spotkam-powiedział ktoś za moimi plecami. Obróciłam wózek, i zobaczyłam Damon'a.
-Pomaga Ci przychodzenie tutaj?-zapytał. Wzruszyłam ramionami. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia z cmentarza. Właściwie nigdzie nie miałam 'swojego' miejsca. Moje miejsce było przy Liam'ie. Ale on nie żył. Nie wyrzucałam rodzicom tego iż go zabili, nie znali go, tak samo jak ja. Dopiero teraz to dostrzegłam, gdy go już nie ma. Jest ojcem naszej małej córeczki. I nie może jej nawet zobaczyć. Czy zawsze dostrzegamy miłość do osoby, po jej śmierci? Moje myśli błądziły co rusz to w innym kierunku.
Nie miałam co robić w domu. Nie pozwalali mi się zbliżyć do Lily, a to ona była moją małą pociechą. Tylko rehabilitacja do tego stopnia zajmowała mnie, że wyłączałam umysł. Ćwiczyłam z ojcem lub/i Meredith. Alaric popierał mnie w tym, bym to ja zajmowała się moją dziewczynką. Elena jak zwykle byla temu przeciwna. Czasami mnie wkurzała. To że jest babcią Lily to nie znaczy że może mnie od niej odsuwać! Czemu ona mi to robi? Nie widzi że ja to odczuwam zupełnie inaczej niż ona? Zawsze gdy próbowałam z nią porozmawiać na ten temat, sprzeciwiała się. Damon chciał pomóc, kontynuując ten temat, ale była nieugięta. Był listopad, a w styczniu miała wyjechać na studia do Londynu. Mam się cieszyć czy płakać?, zadawałam ciągle sobie to pytanie.
-Nad czym myślisz?-zapytał Alaric który właśnie wszedł do mojego pokoju. Zwykle przychodzil do nas razem z Meredith, i od razu kierował się właśnie tutaj. Mój pokój byl skromny: szafa, łóżko, biurko. Żadnego śladu obecności Lily...
Wpatrywałam się w okno, koł mnie stało krzesło więc przystawił je obok mnie. Przytuliłam się do niego i rozpłakałam się. Wiedział czemu. To właśnie Alaric'owi zwierzałam się z moich trosk i przemyśleń. Moją psychikę najbardziej męczyło to że nie wstawałam z wózka. Prawie cały czas wyglądałam przez okno marząc o cofnięciu czasu. Wyobrażałam sobie Liam'a, który przychodzi do mnie i zabiera do szkoły. Trzymamy się za ręce, wpólnie lekcje mijają nam szybciej. A póżniej popołudnie spędzone razem w moim pokoju. Ale to nigdy się nie spełni, chociaż nie wiem jak bym tego chciała. Brakuje mi mojego Liam'a Bewley...

WIGILIA
Zapadam w coraz większą depresję. Coraz częściej myślę o samobójstwie. Wczoraj Elena przyszła do kuchni z Lily, gdzie akurat siedziałam. Aa ja mogłam jedynie patrzeć. Taka piękna dziewczynka... Taka podobna do mnie i Liam'a. Ma jego włosy. Za jej podobieństwodo niego ją kocham...
Moja matka traktuje mnie jak powietrze. Całe dnie spędza u Lily, a gdy tylko mnie zobaczy dręczy mnie napomnieniami o moim dziecku. Damon i Alaric próbują mnie jakoś pocieszyćale nie potrafią. Pomoże mi jedynie moja córeczka. Niedługo skończy 4 miesiące...
Już nie raz dostawałam środki uspokające od Meredith. Przeze mnie zaczęła przychodzić częściej do naszego domu. Ostatnio zaprzestałam rehabailitacji. Czułam się chora z tęsknoty. Leżałam skulona w łóżku. Nigdy nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się dlaczego Elena zakazała mi tego wszystkiego: chodzenia na cmentarz, widywania się z własną córką.

NOWY ROK 2008r.
Dokładnie 3 dni... Znowu pogorszenie. Tym razem doszły wymioty. I znów musieli nade mną czuwać. Chociaż była 1 dobra strona: mogłam normalnie zasypiać. Alaric chciał pokazać mi małą, ale ja mu nie pozwoliłam. Nie moge jej niczym zarazić. Nie mogę stracić mojego maleństwa!
Wczoraj Elena wyjechała. Jestem prawie pewna że sprawiło mi to tylko ulgę. Nam obu potrzebna była rozłąka...
-Ann. To ciąża. 6 miesiąc-spojrzała na mnie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Nie mów chłopakom. Sama to zrobię, dobrze?-spytałam na wpół z płaczem. Zasłoniłam twarz dłońmi. Ledwie usłyszałam szept Meredith "Okay". Gdy się uspokoiłam co nastąpiło gdy przestałam myśleć o następnym dziecku kobieta pomogła mi się przebrać. Na koniec przytuliła mnie. Próbowała zrozumieć co przeżywam.
Zeszłam na dół z pomocą Damon'a co wyglądało jakby pomagał dziecku stawiać pierwsze kroki. Trzymał mnie za plecami, a ja ściskając poręcz schodów 'raczkowałam'.
Zmęczona usiadłam  przy stole w kuchni i wodziłam wzrokiem za panią lekarz która przygotowywała dla wszystkich obiad. Meredith i jej siostra zostały lekarzami, pierwsza-ginekolog, druga-onkolog. Obie były moimi dalszymi przyjaciółkami. Nie zdradzały moich sekretów, dopóki im nie pozwoliłam. Niewiele ich znały bo nie byłam jeszcze pewna czy mogę im w 100% zaufać.
-A już myślałem że to Lily będzie pierwsza-zawołał Alaric niosąc moją małą córeczkę. Podał mi ją i choć to był mój pierwszy raz nikt na nic nie uważał ani się nie denerwował że upuszczę córkę. Najwidoczniej wszyscy uważali że to ja od początku powinnam się nią zajmować.
-Pierwsza w czym?-zapytałam go. Przyszedł mój ojciec i nawet Mer na chwilę się do nas przysiadła
-W chodzeniu-odpowiedział z tym jego 'zabójczym' uśmiechem. Dałam mu kuksańca w bok.
-Jak możesz we mnie nie wierzyć?-siliłam się na urażony ton ale śmiech zwyciężył. Nawet Lily się po swojemu uśmiechała. Dałam jej całusa w główkę. Miała gęste, i jak narazie krótkie jak heban włosy. Nie była ani 'pulpetem' ani nie była chuda chociaż gdy się ją trzymało, wydawała się lekka. Z buzi wystawały jej 2 ząbki: 1 u góry, 2 na dole.
-Czysta mama-Meredith zauważyła jak przyglądam się dziecku. Powiedziała to bez ironii, z lekkim uśmiechem.
-Mówisz tak bo nie widziałaś jej ojca. To do niego jest bardziej podobna.
-Z tym argumentem mogłabym dyskutować.
-Kiedy Elena wraca?
-Mistrzyni zmiany tematu. W lipcu-odrzekł Damon. Wyciągnął ręce po Lily i zaczął ją uczyćchodzić. Wodziłam za nimi wzrwzrokiem, aż zniknęli w salonie.
-Ja też muszę zmienić temat-oznajmiła nasza kucharka-Damon chodź tu, ale i tak wiem że wszystko słyszysz.-Wywołany z szerokim uśmiechem wyłania się i siada po mojej lewej stronie. Wszyscy jak zwykle się śmiejemy. Zauważyłam że po zniknięciu mamy panuje swobodniejsza atmosfera w domu... Bardzo ją kocham, ale mam jej niekiedy dość i przez to mam wyrzuty sumienia. Tata podał mi Lily a Meredith znów przemówiła-Alaric już o tym wie-ten podszedł do niej i objął ją czule w pasie-Spodziewamy się dziecka!
-Gratuluję-wykrztusiłam ze słabym uśmiechem. Damon przytulił oboje więc chyba nie zauważyli mojej kwaśnej miny. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Damon poszedł otworzyć, ja posadziłam małą w jej krzesełku i z pomocą Alaric'a wyszłam na korytarz. Od razu go rozpoznałam. Gdy tylko mnie zobaczył wyjął pistolet i strzelił do mnie. Osunęłam się na ziemię. Starałam się nie patrzeć na ranę która umiejscowiła się tuż pod moim prawym płucem.
-Meredith chodź tu!-usłyszałam krzyk jej męża. Lily zaczęła płakać i mój ojciec poszedł do niej. Mężczyzna zniknął równie szybko jak się pojawił. Głowę miałam na kolanach Al'a, Meredith dociskała moje ręce do rany i dzwoniła najprawdopodobiej po kartetkę. Spojrzałam w górę, zobaczyłam twarz Saltzman'a  i wyszeptałam słabym głosem "Przepraszam". Łzy leciały mi po policzkach, nie tylko moje. Oderwałam ręce od brzucha ale on przyłozył swoje. Wtedy odpłynęłam...

sobota, 27 września 2014

Kolejny rozdział... xD

***Damon***
Dosyć długo udawałem że śpię. Od czasu do czasu otwierałem oczy żeby ujrzeć czy dziewczyna śpi. Przez cały czas leżała zwinięta w kłębek. Oddychała szybko i płytko, ale spała. Bardzo wczesnym rankiem obudziła się z krzykiem. Gdy do niej podszedłem zgięła się w pół. Nie wiedziałem co robić. Gdybym zadzwonił po Elenę najpewniej wkurzyłaby się. Nie lubiła Annabeth. A to była jej córka. I moja zresztą też. Oddaliśmy ją pewnej ludzkiej rodzinie i pragnęliśmy zapomnieć o niej. Ta ciąża była przypadkiem. Ukrywaliśmy ją przed naszymi rodzicami, przecież mieliśmy po 16 lat! Moje myśli na początku często powracały do dziecka. Jak się czuje? Czy jest jej tam dobrze? Teraz nagle ją znaleźliśmy. Uwziąłem się że będziemy rodziną. Ona w końcu się dowie że jesteśmy wampirami. Katherine.... Nie daruję jej tego. Chciałem mieć normalne życie. Nie pozwolę by Ann spotkał taki sam los jak nas.
Ann cierpiała. I to bardzo. Nie dość że sprawiliśmy jej psychiczny ból zabijając jej chłopaka, teraz także i fizyczny. Wstawało słońce gdy dzwoniłem do żony. Annabeth sama o to prosiła. Domyślałem się co się dzieje. Ale kobiety wiedzą lepiej więc chciałem się poradzić. Przyjechała po 15 minutach. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Nasza córka była w ciąży i nadeszło rozwiązanie. Ona rodziła. Nie mogliśmy jej tu zostawić, ale każdy dotyk, każde poruszenie sprawiało jej ból. Elena zadzwoniła po swoją przyjaciółkę-Meredith i jej siostrę. Obie były pielęgniarkami. Okazało się że to bliźnięta w 7. miesiącu. Ann została uśpiona. Dzieci przyszły bardzo szybko. Dziewczyny wzięły dziewczynkę i chłopca do naszego domu-cały sprzęt już tam był. Ja okryłem Amy kocem i także ją tam przewiozłem.
---3 dni potem---
Dzieci były wcześniakami. Bardzo chude i nieumiejące oddychać samodzielnie. Leżały w inkubatorach, a ich matka nie chciała lub nie mogła się obudzić. Te 3 dni były męczarnią. Cała trójka walczyła o życie. U każdego ktoś cały czas był. U Annabeth najczęściej ja. Próbowałem przekonać Elenę że to nasza córka. Ona myśli że to dziecko. Tych 16 lat temu prawie się załamała. Miała ogromne wyrzuty sumienia. O mało co nie wygadała się przed rodzicami. Wtedy uciekliśmy razem. Zabrałem samochód ojca, oboje spakowaliśmy potrzebne rzeczy i wyjechaliśmy do Forks. A Annie właśnie tam była! Tylko że rodzina u której ją zostawiliśmy się rozpadła. Gdy na nią natrafiliśmy uciekała ze szpitala z jakimś chłopakiem. Dziewczyna była podobna do nas, więc na początku sam ją śledziłem. Potem z wielką irytacją dołączyła do mnie Elena. Zabiła go.  Jak my jej mogliśmy to zrobić....

---6 miesięcy później---
**Annabeth**
Jak często przychpdziłam na cmentarz sama nie wiem... Czułam że w sercu mam wielką pustkę. Powróciłam do Forks razem z Eleną i Damon'em. Tu musiałam żyć. Na nagrobku pisało: "Liam Bewley 1990-2006 Miłość była Twoją cechą", i poniżej "Chris Bewley 2006". Mój malutki synek. Taki słaby... Zmarł zanaim zdążyłam się obudzić. Nawet go nie zobaczyłam. Obydwóch kochałam.. Czy wszyscy których kocham zawsze mają umierać?, zadawałam sobie ciągle to pytanie...
Obudziłam się po miesiącu.. Staram się o tym zapomnieć ale nadal pamiętam ból w płucach, nie mogłam oddychać. Widziałam twarze kilku osób, ale nawet wzrok zaczął mi się mącić. Chciałam krzyczeć, ale nie miałam siły. Potem przeleżałam jeszcze 2 tygodnie. W końcu pozwolili mi wstać i wyjaśnili wszystko. Kim dla mnie są, dlaczego, jak i po co. Cała trójka czyli Meredith, Elena i Damon mi współczuli. Ale mojego bólu nic nie zmieni. Jak się dowiedziałam ostatnio Sue Clearwater jest w więzieniu za próbę zamordowania mnie. Phil Dwyer nie żyje, upił się. Charlie zaadoptował Leę i Seth'a Clearwater'ów. Nawet ich odwiedziłam. Wydawli się szczęśliwi. Poszłam także do Miriam Bewley-mamy Liam'a. Przyjęła wszystko ze spokojem, co bardzo mnie zdziwilo. Lily i ja często do niej chodzimy. Tak bardzo się cieszy gdy widuje swoją małą wnusię. Zwykle zostawiam dziecko u babci i odwiedzam cmentarz. Rozmawiam z Liam'em. Opowiadam mu o jego córce. Wyobrażam sobie i śnię że oni oboje żyją. Razem chodzimy na spacery,jesteśmy małą szczęśliwą rodziną.
O Cullenach próbuję zapomnieć ale nie jest to łatwe. Wszak wychowywali mnie przez większość mojego życia. Czasami gdy Lily już śpi żartuję sobie z moimi prawdziwymi rodzicami że przydałoby mi się wymazanie pamięci. Nigdy nie kończy się to dobrze, bo potem wypłakuję się w ich ramionach. Sama nie wiem czy mam się cieszyć czy nie że mnie znależli.  Ostatnio sprawiam im same problemy. 2 miesiące temu ktoś wjechał we mnie samochodem na chodniku i od tego czasu jeżdżę na wózku inwalidzkim. Wszyscy pytają mnie o sprawcę wypadku ale ja nie potrafię go rozpoznać. Po prostu nie wiem kto to jest, chociaż jest podobny do kogoś...
Meredith, z jej mężem także mieszkają w Forks więc kobieta pomaga mi w rehabilitacji. A Alaric zawsze potrafi mnie pocieszyć jak nikt. Gdy o sobie mówię zawsze brzmi to tak "Urodzona w nieszęściu" lub Urodzona dla smutku"..

poniedziałek, 8 września 2014

ROZDZIAŁ 10

Przez uporczywy ból głowy nie mogłam zasnąć. W hali świeciła się tylko jedna lampa pod sufitem gdzieś w połowie odległości między nami. Damon (bo tak miał na imię facet) usiadł na krześle i zasnął albo pewnie dobrze udawał.
Nadgarstki miałam przetarte prawie do krwi. Próbowałam wyciągnąć ręce z więzów ale mi się nie udało. Wszystko tak bardzo bolało! Gdybym chciała mogłabym byc wredna suką ale wiedziałam że miałoby to bolesne konsekwencje.
-Ile masz lat?-zapytał znienacka
-16-burknęłam. Nie lubiłam z nim rozmawiać ale musiałam. Kilka dni temu powiedział że mnie udusi jeżeli się nie odezwę.
-A ten chłopak? Kolega?
-Odwal się!
-Okey. I tak Cię stąd nie wypuścimy więc mogę Ci coś powiedzieć. Uświadom sobie że kiedy miałem 12 lat patrzyłem na śmierć brata. Od urodzenia byliśmy sierotami. Wychowywał nas ojciec matki. Przeżywaliśmy u niego piekło. I to on zabił Stefana. A ja... Nigdy nie okazałem że go chociaż lubię. Byłem taki sam jak dziadek. Kochałem go, rozumiesz? Kochałem!-na moich oczach mężczyzna się rozpłakał. Nawet trochę było mi go żal.
-Moi rodzice byli rozwiedzeni-zaczęłam-Gdy tylko się urodziłam rozwiedli się. Kilka lat temu mama z nowym mężęm znów pojawiła się w Forks. Miała nawrót białaczki. I Phil, i Charlie to degeneraci. Ona umarła a mnie wtedy przy niej nie było! Moja 'nowa' matka próbowała mnie zabić a Liam był dla mnie jedynym wsparciem. Kochałam go, a teraz nie mam już nic. Przez Was. Możecie mnie pobić, a nawet zabić. Już mnie to nie obchodzi. Moje życie straciło sens. Akurat w tym samym dniu pokłóciliśmy się. A ja noszę jego dziecko i już nawet ono mnie nie obchodzi. Bo przeze mnie jego ojciec nie żyje...-miałam łzy w oczach ale nie pozwoliłam i wypłynąć. Mężczyzna podszedł z nożem. Najpierw przeciął mi więzy na nogach, potem te na rękach. Gdy rozcierałam nadgarstki rzucił mi grubą bluzę z polaru. Bez słowa. Było tutaj dosyć zimno, prawie drżałam. Ubrałam ją, i zwinęłam się w kłębek jak mały kot z nadzieją że zasnę. Damon podszedł i usiadł obok mnie.
-Nie chcę żebyś Cię spotkał taki sam los jak mnie-powiedział cicho.
-Dziękuję-po tym, sama nie wiem kiedy zasnęłam. Tak to już zwykle bywa że człowiek zasypia w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Śnił mi się Liam z okresu kiedy oboje byliśmy jeszcze w Forks. Moja mam żyła. Szliśmy do niej, pobyć z nią trochę. Chłopak obrócił mnie ku sobie i pocałował. Widziałam w jego wzroku miłość. Przez tą krótką chwilę zapomniałam o wszystkich ostatnich wydarzeniach.
Obudziłam się z krzykiem, zapłakana... Krzyczałam cały czas: "Nie!" dopóki gardło mnie nie zaczęło boleć. Dam próbował mnie uspokajać ale z marnymi skutkami. Po chwili znów zapadłam w drzemkę. Ocknęłam się gdy coś w brzuchu zaczęło mnie okropnie rwać, szarpać. Zwinęłam się tylko jeszcze bardziej. Chłopak podszedł do mnie. Zauważył że coś jest nie tak, ale nie wiedział co zrobić. Przeczekać? Dzwonić do Eleny? A to był dopiero początek problemów....

sobota, 6 września 2014

ROZDZIAŁ 9

Hej :) Po baaaardzo długiej nieobecności znów się pojawiłam ;3 Były wakacje, koniec roku szkolnego. Teraz postaram się być tutaj częściej
------------------
Przeczuwałam że niedługo stanie się coś strasznego. Nie odzywałam się do Liam'a, zresztą on do mnie też nie. Ostro się pokłóciliśmy o jego przeszłość. Przez moje głupie humor- czytaj: ciążę. 4 miesiąc a pod moim sercem wciąż kołacze się życie. Nie chciałam go i robiłam wszystko żeby umarło-bezskutecznie. Niektórzy mogą uważać mnie za sadystkę-trudno, nie ich zdanie mnie obchodzi.
Obudziłam się słysząc jakiś hałas niedaleko nas. Spaliśmy w namiocie więc próbowałam obudzić chłopaka ale jego tam nie było. Pomyślałam że to on tak hałasuje więc znów się położyłam. Ale po chwili pojawiły się głosy. Głosy kilku osób.
-Kto tam jeszcze jest?-usłyszałam
-Jakaś dziewczyna-odpowiedział drugi facet
-Ją bierzemy, jego zabijcie-rozkazała jakaś kobieta. Nie wiedziałam co robić. Byłam spanikowana. Uciekać? Nie. Udawać że śpię? Postawiłam na to i zagłębiłam się w śpiworze. Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Ktoś rozpiął namiot i jednoczenśie rzucił się na mnie. Zabolało. Zaczęłam z nim walczyć: gryzłam, kopałam, biłam, drapałam. Byleby się uwolnić. Niestety nie dałam rady bo jego kompan uśpił mnie. Słyszałam jeszcze urywany krzyk Liam'a-to oznaczało że już nie żyje. Jak oni mogli?! Na jakiś swój sposób go kochałam...
Ocknęłam się w ogromnej starej hali pełnej maszyn produkcyjnych. Ręce i nogi miałam związane. Głowa i plecy bolały okropnie-najwyrażniej ktoś mną rzucil gdy mnie niósł. Rozejrzałam się. Zauważyłam około 10 metrów ode  mnie kobietę. Brunetka, wysoka, wyglądała na 25 lat. Patrzyła na mnie, a po chwili zaczęła iść w moim kierunku. Ukucnęła tuż przede mną i wyszeptała:
-Twój chłoptaś nie żyje.-Jeśli myślała że się załamię lub rozpłaczę to się grubo myliła. Nie jestem słaba, a jego śmierć nie poszła na darmo. Chociaż łzy cisnęły mi się do oczu zacisnęłam zęby i starałam się nie rozryczeć. Nie przy niej.
-Zamienię twoje życie w piekło. Znam twojego ojca. A raczej:  znałam. Nie żyje. Po waszej ucieczce zapił się na śmierć.-kontynuowała
-Kłamiesz! Czego wogóle ode mnie chcesz? Jak nas znalazłaś i skąd mnie znasz?
-Nie było Was trudno znaleźć. Obserwowaliśmy Was przez cały czas. Jestem twoją ciotką-nieznaną siostrą Renee. Jestem Elena ! -w tym samym momencie przez tylne drzwi wszedł niezwykle przystojny chłopak. Był podobny do niej. Szeptali coś do siebie przez chwilę po czym ona wyszła. Brunet oddalił się na drugi koniec magazynu i usiadł patrząc na mnie. Zamknęłam oczy żeby nic nie widzieć. Powtarzałam sobie: "To tylko sen. Za chwilę przyjdzie Charlie i mnie obudzi. To kolejny nieznośny koszmar!"  Nagle usłyszałam aksamitny bas tuż koło swojego ucha, ale nie otworzyłam oczu.
-Zostaniesz tu baaardzo długo, wiesz? I nikt nie może Cię uratować
Znajdował się na tyle daleko żebym mogła wyciągnąć nogi. Kopnęłam go z całych sił. Potoczył się do tyłu i złapał za klatkę piersiową. Gdy otrząsnął się z szoku podniósł mnie na nogi i uderzył nie słabiej ode mnie. Upadłam. Bolało. Chciałam wrzeszczeć z bólu. Jęknęłam i zwinęłam się.
-Będzie gorzej jeżeli jeszcze traz wywiniesz taki numer, rozumiesz?-wyszedł na chwilę żeby przynieść sznur i nóż. Nadal leżałam. Nie chciałam na niego patrzeć. Przeciął mi więzy na nadgarstkach, i pociągnął do najbliższego słupa. Zawiązał mi ręce za nim. Wiedziałam ze oboje są sadystami i nie ucieknę już od nich. Ale nie mogłam się poddać. Dla Liam'a i naszego dziecka. O dziwo: pokochałam je po śmierci jego ojca...

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 8 -Wieczna wędrówka

  Wraz z Liamem kierowaliśmy się na północ stanu Washington aby przejechać Kanadę i dotrzeć do gór Denali. Postanowiliśmy tak ze względu na mnie. On chciał abym znowu mogła zobaczyć się z rodziną. nie wiedziałam gdzie oni teraz są, gdzie mieszkają, co robią.
  Liam zabrał ze sobą 2 plecaki: jeden zawierał żywność, drugi zaś potrzebne artykuły higieniczne. Ja w moim wiozłam nasze ubrania oraz mapę, kompas i tym podobne rzeczy. gdy odjechaliśmy sprzed szpitala mój chłopak znalazł jakąś przyboczną drogę oddaloną od naszego miasteczka o jakieś 5 km gdzie się zatrzymaliśmy. Był początek lipca, noc była jak narazie ciepła.
-Musimy za najwyżej godziną wyruszyć. Nadal jesteśmy za blisko Forks. Rano zauważą że mnie nie ma i się zaczną niepokoić.- oznajmiłam mu po kilkunastu minutach
-Spokojnie, mam wszystko zaplanowane.- odrzekł siadając koło mnie, bowiem jeszcze przed chwilą poprawiał coś w naszych rowerach. Pomyślałam że już pół roku jesteśmy razem. Nasz związek jest zupełnie inny niż wszystkie inne. Niektóre paty rozpadają się po takim czasie, a my nadal trwamy przy sobie. Zaczął rozpinać guziki mojej koszulki
-Co robisz, głuptasie?  -zapytałam. A on w odpowiedzi przytulił mnie mocno do siebie pokazując jak bardzo mnie kocha. Pocałowaliśmy się i jednocześnie on mnie przewrócił na plecy. Kątem oka widziałam nasze "pojazdy". (Potem wiadomo co się stało -dop. aut.). Zasnęliśmy splatając się. Oboje byliśmy przykryci lekkim kocem., a nasze ubrania leżały niedaleko. Oboje pokazaliśmy sobie jak bardzo się kochamy.. Gdy otworzyłam oczy blask słońca poraził mnie swoją jasnością.Wszystko wokół mnie było tak jak zapamiętałam.Tylko że Liam stał przy naszych dwókołowcach coś przy nich grzebiąc. Powoli zaczęłam się ubierać,a następnie podeszłam do niego. Zauważył jakiś cień pewnie nad sobą i zrozumiał że stoję zaraz za nim. Obrócił się do nie tak że nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie i przylgnęliśmy do siebie na chwilę.
-Co robisz?- zapytałam trochę zasapana
-Całuję moją ukochaną
-Miałam na myśli rowery- odrzekłam z sarkazmem- Musimy jechać. Daj mi coś do zjedzenia na drogę zanim nas zima zastanie- kontynuowałam. Według mnie było śmieszne to co powiedziałam, ale on nie zmienił wyrazu twarzy. Może się trochę zasępił ale próbował to przede mną ukryć. Miałam  nadzieję że mu to przejdzie więc o nic go nie pytałam. Tymczasem on mi podał jakąś kanapkę i ruszyliśmy się z miejsc.
Minął miesiąc od naszego nieszczęsnego wyjazdu.  Nienawidziłam szczerze Forks, ale nie także. Teraz jestem bardzo szczęśliwa, bo mam przy sobie najukochańszą osobę pod słońcem. Cały czas zastanawiam się nad czym on się zastanawia kiedy jest nieobecny przy mnie duchem. Czy tęskni za Miriam - swoją mamą? Niekiedy żałowałam swojej decyzji, mogłam zostać w Forks. Charlie pomógłby mi.

Przepraszam że taki krótki i beznadziejny. Chciałam go dodać jak najszybciej bo teraz będę troche poprawiać w szkole ;/ Komentujcie ;)

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 8- Już nie może być gorzej

Forks, 3 miesiące później, 3.07.2004r.
   Kiedy moja mama Renee, tydzień po naszym ostatnim spotkaniu zmarła prawie się załamałam.Cały czas obwiniałam siebie za to co jej się przytrafiło. Tak bardzo za nią nadal tęsknię. Jeszcze niedawno nie potrafiłam sobie wyobrazić bez niej życia ale zostałam do tego zmuszona. Byłam świadoma tego jak potoczy się jej choroba, ale ciągle wmawiałam sobie że będzie żyć i wytrzyma do końca. Miała przecież tylko 35 lat...  Phil teraz rzucił się w wir kariery i pracy baseballisty. Znów rozpoczął tourne aby zapomnieć o przykrych wydarzeniach.
   A ja znów leżę w szpitalu. Tym razem to nie białaczka, tylko Sue Clearwater. Nienawidzę jej. Chodzę już do pierwszej klasy gimnazjum. Niedawno (ok.tydzień temu) mieliśmy w szkole dyskotekę. A że chodzę razem z Liamem do klasy wybraliśmy się tam razem. Zabawa rozpoczynała się o 17, a my wyszliśmy stamtąd ok.22. Odprowadził mnie pod same drzwi i gorąco pocałował w usta. Nie spodziewałam się tego, opłakane również były konsekwencje jego czynu.W domu jak się okazało nie było nikogo oprócz mojej macochy. Leah się jeszcze bawiła w szkole, Seth śpi pewnie u kolegi, a Charlie znów na komisariacie. Kobieta stała przy kuchennym oknie, gdzie mogła zobaczyć to co się działo na podjeździe. Na 100 % wszystko widziała. Wzięła do ręki nóż, przestraszyłam się nie na żarty.
-Sue, co ty robisz?- spytałam drżącym głosem. Zaczęłam się wycofywać do salonu tyłem, gdyż zaczęła iść w moim kierunku
-Mówiłam ci zostaw tego chłopaka w spokoju. Leah jest starsza od ciebie o rok i to ona powinna z nim być- wrzasnęła
-O co ci chodzi kobieto? Kochamy się i nikt nam w tym nie przeszkodzi a w szczególności ty!
-Zostaw go albo cię zabiję- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu
-To ciekawe co na to powiedzą Leah, Seth i Charlie. Uspokój się, alkohol nie działa na ciebie dobrze.- rzekłam a ona się na mnie rzuciła. Poczułam jak wbija mi nóż tuż pod sercem. Teraz sobie zdałam sprawę że nie blefowała. Osunęłam się na szafę, która była tuż za mną. Usłyszałam na podjeździe radiowóz ojca. Chciałam krzyknąć żeby szybko tu przyszedł ale nie miałam na to siły. Trzymałam ręce na ranie aby choć trochę powstrzymać krwawienie. To babsko nadal nade mną stała i się bezczelnie śmiała. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Myślałam że już nigdy nie zobaczę mojej rodziny ani tym bardziej ukochanego chłopaka. Po chwili rozległ się huk, podobny do wystrzału z pistoletu a ta wariatka co stała koło mnie upadła i zaczęła krzyczeć. Obrazy przed oczami zaczęły mi się rozmazywać, słuch te jakby już traciłam. Poczułam tylko że ktoś mną potrząsa.
-Amy! Obudź się! Słyszysz mnie! Amy! Leah chodż tu szybko i dzwoń na pogotowie.- usłyszałam głos koło mnie, potem jeszcze dwa ale szybko poszły w zapomnienie. Zasnęłam. Obudziłam się chyba w szpitalu, przed oczami mijały mi jakieś światła ciągle. Jak się dowiedziałam ranem wszystko się skończyło. Wybudziłam się dosyć późno, bo ok. 40 godzin po tych tragicznych wydarzeniach. Przy szpitalnym łóżku na którym leżałam siedziała cała moja rodzina plus Liam. Ale na szczęście nie było tu Sue.
-Tato, wybudza się- zakomunikował zebranym mój brat zaspanym głosem
-Amy- Charlie wykrzyknął radośnie
-Co się stało z Sue?- wychrypiałam
-Jak wszedłem do domu, zobaczyłem ją. I postrzeliłem.- odpowiedział mi tata
-A potem?- zapytałam
-Była poważnie ranna, już wyszła ze szpitala. policja ją przesłuchiwała- oznajmił mi mój chłopak
-Jaki dzisiaj dzień tak wogóle? Długo spałam?
-Jest niedziela, byłaś w śpiączce, bo lekarze tak postanowili. Ponad tydzień. W piątek była dyskotek, w sobotę wczesnym rankiem skończyli cię operować. Tak bardzo się bałem o ciebie córeczko. Sue już nigdy więcej się do ciebie nie zbliży. Przyrzekam
-My też za Tobą tęskniliśmy. Nie wiedzieliśmy że nasza mama może być taka. Ale teraz przepraszamy. Jutro szkoła, Seth musi się pouczyć. Ja z resztą też. Do zobaczenia. Jutro cię odwiedzę- usprawiedliwiła się Leah i oboje z bratem poszli do domu
-Zostawię Was na chwilę samych, idę coś zjeść- zakomunikował nam mój tata i poszedł. Według mnie zrobił to aby dać nam trochę prywatności.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobił gdybyś umarła- zaczął Liam
-Przepraszam
-Nie masz z aco słodziaku. Nawet nie wiesz jak się zamartwiałem. Gdy lekarze powiedzieli że najważniejsza będzie pierwsza doba to się naprawdę mocno przestraszyłem że już Cię na zawsze stracę
A ja tak bardzo go kocham. Jest dopiero 22, a ja się nadal zamartwiam. Wieczór jest jeszcze dosyć jasny, w końcu to prawie środek lata. Nagle usłyszałam lekkie stukanie w okno, jakby ktoś rzucał w nie malutkimi kamykami. Podeszłam do niego, a na dole stał mój ukochany. Otworzyłam z małym trudem okno i zawołałam:
-Co ty tu robisz?
-Spakuj swoje rzeczy i chodż do mnie. Wytłumaczę ci wszystko jak tu będziesz. Ruszaj się , mamy trochę mało czasu.
-Ok, za chwilę przyjdę.- odkrzyknęłam i od razu zaczęłam się ubierać. moje rzeczy wcisnęłam do tory i zrzuciłam ją przez okno. Po chwili już tam byłam. Liam mnie pocałował, i jak zwykle gdy już się od siebie oderwaliśmy brakowało nam tchu
-Zabieram Cię z tego zadupia. Pojedziemy gdzie zechcesz byle jak najdalej stąd. Moja mama dała nam trochę pieniędzy, mam dużo jedzenia i ubrań dla nas obydwóch. Co powiesz an góry Denali?
-Och, dziękuję ci!!! Jesteś najlepszym facetem na świecie
-No wiem, to jedżmy żebyśmy przed świtem już byli daleko stąd. Mamy rowery.
-No to jedżmy wtedy- oznajmiłam z uśmiechem na ustach. Ruszyliśmy prawie do razu, mam nadzieję że dotrzemy do gór Denali. Bo chciałabym zobaczyć jeszcze raz moją przyszywaną rodzinę


Witam! Przepraszam że tak długo zwlekałam z rozdziałem , ale nauka ;(

środa, 12 marca 2014

Rozdział 7 - Udręka i rozczarowanie

Ok. pół roku później, ferie wiosenne

      Alice nie odezwała się po swoim ostatnim telefonie pół roku temu. Wielokrotnie próbowałam się z nią skontaktować ale bez skutku. Wiedziałam że wszyscy Cullenowie już się wyprowadzili z Denali, a ja nie miałam ich obecnego adresu. E-maile nigdy nie dochodziły, a telefony zawsze mieli wyłączone albo włączała się poczta głosowa. Tęskniłam niekiedy za nimi.
Teraz rozpoczęłam nowy rozdział w swoim życiu, ale nigdy nie zapomnę poprzedniego. Co dzień budziłam się z uśmiechem na ustach, bo wiedziałam że niedługo go zobaczę. Jestem szczęśliwie zakochana. A on to uczucie odwzajemnia. Od samego przyjazdu tutaj napotykaliśmy się na siebie. Na ulicy, w sklepie, przychodził do mojego domu, odwiedzał mnie w szpitalu. 3 miesiące temu w końcu zadał to pytanie na które tak długo czekałam. Od razu się zgodziłam. Jak ja go kocham. Mój Liam ;)  Teraz siedzimy u niego w domu, w salonie. Objął mnie opiekuńczo ramionami. Nie zasługuję na niego, on tyle razy udowodnił że mnie kocha, a ja?
-Kocham cię- powiedziałam
-Ja ciebie bardziej- odrzekł i pocałował mnie we włosy
-Pamiętasz jak powiedzieliśmy naszym rodzinom że jesteśmy razem?
-Nigdy nie zapomnę wyrazu ich twarzy
-Sue ma cały czas do mnie żal o to że jestem zakochana w tobie. Chciałaby żeby Leah była na moim miejscu. Ale ona życzy nam szczęścia
-Nie przejmuj się swoją macochą. Jakby co to zamieszkasz u mnie
-Naprawdę bym mogła
-No pewnie. A poza tym nie powiedziałaś mi co takiego ci robi.
-Nie chcesz wiedzieć
-Myślałem że nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Powiedz mi, proszę- powiedział patrząc mi w oczy
-Żebyś później nie żałował. Wszystko się zaczęło jak wróciłam ze szpitala. Przed tym jeszcze była dla nie miła. Ale jakoś przed naszym rozpoczęciem związku- oboje się uśmiechnęliśmy- uderzyła mnie. Wtedy zwierzyłam jej się co do ciebie czyje. Powiedziała żebym zostawiła cię dla Leah, bo to ona ma być z tobą a nie ja. Poleciały też wyzwiska. Oczywiście nikt tego nie widział. Nie było też śladu. Od tamtej pory albo mnie wyzywa albo bije. Ja się jej boję Liam- rozpłakałam się a on przytulił mnie do swojej szerokiej piersi.
-Pamiętaj żę zawsze możesz przyjść ze wszystkim do mnie- oznajmił nadal przytulając mnie do siebie
-Kocham cię
-Ja ciebie też słońce moje- siedzieliśmy tak spleceni dopóki mama Liama - Miriam nie przyszła. Czyli do ok. 14.00. Musiałam pójść do domu, ale nie miałam jakoś ochoty. Odwiedziłam za to Renee.
-Cześć mamo- przywitałam się. Siedziała na leżaku, z tyłu domku, koło ogródka.
-Hej kochanie- powiedziała słabym głosem
-Mamo co ci jest? Jesteś na coś chora?
-Wiesz przecież że białaczka jest genetycznie coś tam, prawda? A Charlie jest zdrów jak ryba. To pzreze mnie chorujesz
-Białaczka cię zabije- odrzekłam słabym, płaczliwym głosem. - Czemu nic mi wcześniej nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię martwić. A poza tym była uśpiona. Nie byłaś u mnie 2 miesiące. Po twoim ostatnim wyjeżdzie zemdlałam i Phil zabrał mnie do szpitala. Dopiero od 2 tygodni jestem w domu.
-Tak bardzo mi przykro
-Nie martw się, nie jestem młoda to prawda. Ale dam radę.
-Gdzie Phil?
-W domu, chodzi gdzieś tam
-Za chwilę przyjdę, ok? Tylko nigdzie się nie ruszaj
-Dobrze, wróć zaraz- odrzekła. Ja weszłam do domu i skierowałam się w stronę schodów. Postanowiłam odwiedzić mojego ojczyma.
-Cześć Phil. Fajnie że opiekujesz się Renee- walnęłam prosto z mostu
-Hej młoda. Musiałem coś tylko sprawdzić
-czy ty nie rozumiesz że ona umiera?! Nie widzisz w jakim ona jest stanie?! Ślepy jesteś czy co? Tak bardzo ją kochasz że chcesz żeby umarła?!!
-Uspokój się bo usłyszy. I nie podważaj naszej miłości, bo nie ręczę za siebie. Dla niej już nie ma ratunku, został jej góra miesiąc życia. Chemia i naświetlania nie pomogły. Na przeszczep też już za pózno. A ja po prostu nie wiem co zrobić
-To chociaż spędzaj z nią jej ostatnie chwile. Niech te dni będą najszczęśliwszymi w jej życiu. To chyba możesz zrobić, co?- rozpłakałam się i wybiegłam z domu. Drogę do Charliego pokonałam biegiem, a były to 3 km. Cały czas szlochałam. Moja matka umiera, co ja mam zrobić? W kuchni byli wszyscy domownicy, ja wbiegłam do swojego pokoju i zakluczyłam go. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać w poduszkę. Co ja zrobię gdy zabraknie Renee? Ja przecież tak bardzo ją kocham
-Amy, co się stało?- usłyszałam głos mojej siostry za drzwiami. Martwiła się o mnie - otwórz drzwi, proszę
-Nie- odrzekłam płaczliwym głosem. Ale po 15 minutach uspokoiłam się na tyle żeby móc ją wpuścić. Po tym znowu skuliłam się na łóżku.
-Co się stało?- zapytała z troską w głosie. Nie odpowiedziałam- Będę tu siedzieć dopóki mi nie powiesz- kontynuowała. Ja na to wzruszyłam ramionami tylko. Usiadła obok mnie i przytuliła. Znów się rozpłakałam.
-Renee...umiera- wyjąkałam- Ma ... białaczkę. Tak jak ja- żadna z nas nic więcej już nie mówiła. Leah rozumiała mnie. Gdy się ściemniło zasnęłam. Na szczęście nic mi się nie śniło. Obudziłam się jak było jeszcze ciemno. Budzik wskazywał 6:00. Wyszukałam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Ubrana w sportowy dres wyszłam z domu aby pobiegać jak od niedawna miałam zwyczaj. Do domu wróciłam o 7:30. Wszyscy oprócz taty siedzieli przy kuchennym stole. Posłałam im lekki uśmiech i wróciłam do siebie.
-Amy, mogę wejść?- usłyszałam głos Setha zza drzwi.
-Jasne, chodż
-Paul zaproponował na jutro wyjazd do Seattle. Leah jedzie z nami. Chcesz też?
-A mogę zabrać Liama?
-Ok, czyli jedziesz?
-Pewnie.
Jego pogoda ducha poprawiła mi nastrój. Jutrzejszy dzień zapowiadał się świetnie. Już się nie mogę doczekać. Wszystkie moje troski poszły na chwilę w zapomnienie. Tylko nie wiedziałam co Sue knuje i że może już nie być odwrotu...




Rozdział z dedykacją dla ALICE SPENCER. Wiem, że była dosyć długa przerwa ale nie miałam trochę weny i problemy rodzinne też się pojawiły na horyzoncie. komentujcie!!!!