---Annabeth---
-Domyślałem się że Cie tu spotkam-powiedział ktoś za moimi plecami. Obróciłam wózek, i zobaczyłam Damon'a.
-Pomaga Ci przychodzenie tutaj?-zapytał. Wzruszyłam ramionami. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia z cmentarza. Właściwie nigdzie nie miałam 'swojego' miejsca. Moje miejsce było przy Liam'ie. Ale on nie żył. Nie wyrzucałam rodzicom tego iż go zabili, nie znali go, tak samo jak ja. Dopiero teraz to dostrzegłam, gdy go już nie ma. Jest ojcem naszej małej córeczki. I nie może jej nawet zobaczyć. Czy zawsze dostrzegamy miłość do osoby, po jej śmierci? Moje myśli błądziły co rusz to w innym kierunku.
Nie miałam co robić w domu. Nie pozwalali mi się zbliżyć do Lily, a to ona była moją małą pociechą. Tylko rehabilitacja do tego stopnia zajmowała mnie, że wyłączałam umysł. Ćwiczyłam z ojcem lub/i Meredith. Alaric popierał mnie w tym, bym to ja zajmowała się moją dziewczynką. Elena jak zwykle byla temu przeciwna. Czasami mnie wkurzała. To że jest babcią Lily to nie znaczy że może mnie od niej odsuwać! Czemu ona mi to robi? Nie widzi że ja to odczuwam zupełnie inaczej niż ona? Zawsze gdy próbowałam z nią porozmawiać na ten temat, sprzeciwiała się. Damon chciał pomóc, kontynuując ten temat, ale była nieugięta. Był listopad, a w styczniu miała wyjechać na studia do Londynu. Mam się cieszyć czy płakać?, zadawałam ciągle sobie to pytanie.
-Nad czym myślisz?-zapytał Alaric który właśnie wszedł do mojego pokoju. Zwykle przychodzil do nas razem z Meredith, i od razu kierował się właśnie tutaj. Mój pokój byl skromny: szafa, łóżko, biurko. Żadnego śladu obecności Lily...
Wpatrywałam się w okno, koł mnie stało krzesło więc przystawił je obok mnie. Przytuliłam się do niego i rozpłakałam się. Wiedział czemu. To właśnie Alaric'owi zwierzałam się z moich trosk i przemyśleń. Moją psychikę najbardziej męczyło to że nie wstawałam z wózka. Prawie cały czas wyglądałam przez okno marząc o cofnięciu czasu. Wyobrażałam sobie Liam'a, który przychodzi do mnie i zabiera do szkoły. Trzymamy się za ręce, wpólnie lekcje mijają nam szybciej. A póżniej popołudnie spędzone razem w moim pokoju. Ale to nigdy się nie spełni, chociaż nie wiem jak bym tego chciała. Brakuje mi mojego Liam'a Bewley...
WIGILIA
Zapadam w coraz większą depresję. Coraz częściej myślę o samobójstwie. Wczoraj Elena przyszła do kuchni z Lily, gdzie akurat siedziałam. Aa ja mogłam jedynie patrzeć. Taka piękna dziewczynka... Taka podobna do mnie i Liam'a. Ma jego włosy. Za jej podobieństwodo niego ją kocham...
Moja matka traktuje mnie jak powietrze. Całe dnie spędza u Lily, a gdy tylko mnie zobaczy dręczy mnie napomnieniami o moim dziecku. Damon i Alaric próbują mnie jakoś pocieszyćale nie potrafią. Pomoże mi jedynie moja córeczka. Niedługo skończy 4 miesiące...
Już nie raz dostawałam środki uspokające od Meredith. Przeze mnie zaczęła przychodzić częściej do naszego domu. Ostatnio zaprzestałam rehabailitacji. Czułam się chora z tęsknoty. Leżałam skulona w łóżku. Nigdy nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się dlaczego Elena zakazała mi tego wszystkiego: chodzenia na cmentarz, widywania się z własną córką.
NOWY ROK 2008r.
Dokładnie 3 dni... Znowu pogorszenie. Tym razem doszły wymioty. I znów musieli nade mną czuwać. Chociaż była 1 dobra strona: mogłam normalnie zasypiać. Alaric chciał pokazać mi małą, ale ja mu nie pozwoliłam. Nie moge jej niczym zarazić. Nie mogę stracić mojego maleństwa!
Wczoraj Elena wyjechała. Jestem prawie pewna że sprawiło mi to tylko ulgę. Nam obu potrzebna była rozłąka...
-Ann. To ciąża. 6 miesiąc-spojrzała na mnie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Nie mów chłopakom. Sama to zrobię, dobrze?-spytałam na wpół z płaczem. Zasłoniłam twarz dłońmi. Ledwie usłyszałam szept Meredith "Okay". Gdy się uspokoiłam co nastąpiło gdy przestałam myśleć o następnym dziecku kobieta pomogła mi się przebrać. Na koniec przytuliła mnie. Próbowała zrozumieć co przeżywam.
Zeszłam na dół z pomocą Damon'a co wyglądało jakby pomagał dziecku stawiać pierwsze kroki. Trzymał mnie za plecami, a ja ściskając poręcz schodów 'raczkowałam'.
Zmęczona usiadłam przy stole w kuchni i wodziłam wzrokiem za panią lekarz która przygotowywała dla wszystkich obiad. Meredith i jej siostra zostały lekarzami, pierwsza-ginekolog, druga-onkolog. Obie były moimi dalszymi przyjaciółkami. Nie zdradzały moich sekretów, dopóki im nie pozwoliłam. Niewiele ich znały bo nie byłam jeszcze pewna czy mogę im w 100% zaufać.
-A już myślałem że to Lily będzie pierwsza-zawołał Alaric niosąc moją małą córeczkę. Podał mi ją i choć to był mój pierwszy raz nikt na nic nie uważał ani się nie denerwował że upuszczę córkę. Najwidoczniej wszyscy uważali że to ja od początku powinnam się nią zajmować.
-Pierwsza w czym?-zapytałam go. Przyszedł mój ojciec i nawet Mer na chwilę się do nas przysiadła
-W chodzeniu-odpowiedział z tym jego 'zabójczym' uśmiechem. Dałam mu kuksańca w bok.
-Jak możesz we mnie nie wierzyć?-siliłam się na urażony ton ale śmiech zwyciężył. Nawet Lily się po swojemu uśmiechała. Dałam jej całusa w główkę. Miała gęste, i jak narazie krótkie jak heban włosy. Nie była ani 'pulpetem' ani nie była chuda chociaż gdy się ją trzymało, wydawała się lekka. Z buzi wystawały jej 2 ząbki: 1 u góry, 2 na dole.
-Czysta mama-Meredith zauważyła jak przyglądam się dziecku. Powiedziała to bez ironii, z lekkim uśmiechem.
-Mówisz tak bo nie widziałaś jej ojca. To do niego jest bardziej podobna.
-Z tym argumentem mogłabym dyskutować.
-Kiedy Elena wraca?
-Mistrzyni zmiany tematu. W lipcu-odrzekł Damon. Wyciągnął ręce po Lily i zaczął ją uczyćchodzić. Wodziłam za nimi wzrwzrokiem, aż zniknęli w salonie.
-Ja też muszę zmienić temat-oznajmiła nasza kucharka-Damon chodź tu, ale i tak wiem że wszystko słyszysz.-Wywołany z szerokim uśmiechem wyłania się i siada po mojej lewej stronie. Wszyscy jak zwykle się śmiejemy. Zauważyłam że po zniknięciu mamy panuje swobodniejsza atmosfera w domu... Bardzo ją kocham, ale mam jej niekiedy dość i przez to mam wyrzuty sumienia. Tata podał mi Lily a Meredith znów przemówiła-Alaric już o tym wie-ten podszedł do niej i objął ją czule w pasie-Spodziewamy się dziecka!
-Gratuluję-wykrztusiłam ze słabym uśmiechem. Damon przytulił oboje więc chyba nie zauważyli mojej kwaśnej miny. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Damon poszedł otworzyć, ja posadziłam małą w jej krzesełku i z pomocą Alaric'a wyszłam na korytarz. Od razu go rozpoznałam. Gdy tylko mnie zobaczył wyjął pistolet i strzelił do mnie. Osunęłam się na ziemię. Starałam się nie patrzeć na ranę która umiejscowiła się tuż pod moim prawym płucem.
-Meredith chodź tu!-usłyszałam krzyk jej męża. Lily zaczęła płakać i mój ojciec poszedł do niej. Mężczyzna zniknął równie szybko jak się pojawił. Głowę miałam na kolanach Al'a, Meredith dociskała moje ręce do rany i dzwoniła najprawdopodobiej po kartetkę. Spojrzałam w górę, zobaczyłam twarz Saltzman'a i wyszeptałam słabym głosem "Przepraszam". Łzy leciały mi po policzkach, nie tylko moje. Oderwałam ręce od brzucha ale on przyłozył swoje. Wtedy odpłynęłam...
poniedziałek, 6 października 2014
sobota, 27 września 2014
Kolejny rozdział... xD
***Damon***
Dosyć długo udawałem że śpię. Od czasu do czasu otwierałem oczy żeby ujrzeć czy dziewczyna śpi. Przez cały czas leżała zwinięta w kłębek. Oddychała szybko i płytko, ale spała. Bardzo wczesnym rankiem obudziła się z krzykiem. Gdy do niej podszedłem zgięła się w pół. Nie wiedziałem co robić. Gdybym zadzwonił po Elenę najpewniej wkurzyłaby się. Nie lubiła Annabeth. A to była jej córka. I moja zresztą też. Oddaliśmy ją pewnej ludzkiej rodzinie i pragnęliśmy zapomnieć o niej. Ta ciąża była przypadkiem. Ukrywaliśmy ją przed naszymi rodzicami, przecież mieliśmy po 16 lat! Moje myśli na początku często powracały do dziecka. Jak się czuje? Czy jest jej tam dobrze? Teraz nagle ją znaleźliśmy. Uwziąłem się że będziemy rodziną. Ona w końcu się dowie że jesteśmy wampirami. Katherine.... Nie daruję jej tego. Chciałem mieć normalne życie. Nie pozwolę by Ann spotkał taki sam los jak nas.
Ann cierpiała. I to bardzo. Nie dość że sprawiliśmy jej psychiczny ból zabijając jej chłopaka, teraz także i fizyczny. Wstawało słońce gdy dzwoniłem do żony. Annabeth sama o to prosiła. Domyślałem się co się dzieje. Ale kobiety wiedzą lepiej więc chciałem się poradzić. Przyjechała po 15 minutach. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Nasza córka była w ciąży i nadeszło rozwiązanie. Ona rodziła. Nie mogliśmy jej tu zostawić, ale każdy dotyk, każde poruszenie sprawiało jej ból. Elena zadzwoniła po swoją przyjaciółkę-Meredith i jej siostrę. Obie były pielęgniarkami. Okazało się że to bliźnięta w 7. miesiącu. Ann została uśpiona. Dzieci przyszły bardzo szybko. Dziewczyny wzięły dziewczynkę i chłopca do naszego domu-cały sprzęt już tam był. Ja okryłem Amy kocem i także ją tam przewiozłem.
---3 dni potem---
Dzieci były wcześniakami. Bardzo chude i nieumiejące oddychać samodzielnie. Leżały w inkubatorach, a ich matka nie chciała lub nie mogła się obudzić. Te 3 dni były męczarnią. Cała trójka walczyła o życie. U każdego ktoś cały czas był. U Annabeth najczęściej ja. Próbowałem przekonać Elenę że to nasza córka. Ona myśli że to dziecko. Tych 16 lat temu prawie się załamała. Miała ogromne wyrzuty sumienia. O mało co nie wygadała się przed rodzicami. Wtedy uciekliśmy razem. Zabrałem samochód ojca, oboje spakowaliśmy potrzebne rzeczy i wyjechaliśmy do Forks. A Annie właśnie tam była! Tylko że rodzina u której ją zostawiliśmy się rozpadła. Gdy na nią natrafiliśmy uciekała ze szpitala z jakimś chłopakiem. Dziewczyna była podobna do nas, więc na początku sam ją śledziłem. Potem z wielką irytacją dołączyła do mnie Elena. Zabiła go. Jak my jej mogliśmy to zrobić....
---6 miesięcy później---
**Annabeth**
Jak często przychpdziłam na cmentarz sama nie wiem... Czułam że w sercu mam wielką pustkę. Powróciłam do Forks razem z Eleną i Damon'em. Tu musiałam żyć. Na nagrobku pisało: "Liam Bewley 1990-2006 Miłość była Twoją cechą", i poniżej "Chris Bewley 2006". Mój malutki synek. Taki słaby... Zmarł zanaim zdążyłam się obudzić. Nawet go nie zobaczyłam. Obydwóch kochałam.. Czy wszyscy których kocham zawsze mają umierać?, zadawałam sobie ciągle to pytanie...
Obudziłam się po miesiącu.. Staram się o tym zapomnieć ale nadal pamiętam ból w płucach, nie mogłam oddychać. Widziałam twarze kilku osób, ale nawet wzrok zaczął mi się mącić. Chciałam krzyczeć, ale nie miałam siły. Potem przeleżałam jeszcze 2 tygodnie. W końcu pozwolili mi wstać i wyjaśnili wszystko. Kim dla mnie są, dlaczego, jak i po co. Cała trójka czyli Meredith, Elena i Damon mi współczuli. Ale mojego bólu nic nie zmieni. Jak się dowiedziałam ostatnio Sue Clearwater jest w więzieniu za próbę zamordowania mnie. Phil Dwyer nie żyje, upił się. Charlie zaadoptował Leę i Seth'a Clearwater'ów. Nawet ich odwiedziłam. Wydawli się szczęśliwi. Poszłam także do Miriam Bewley-mamy Liam'a. Przyjęła wszystko ze spokojem, co bardzo mnie zdziwilo. Lily i ja często do niej chodzimy. Tak bardzo się cieszy gdy widuje swoją małą wnusię. Zwykle zostawiam dziecko u babci i odwiedzam cmentarz. Rozmawiam z Liam'em. Opowiadam mu o jego córce. Wyobrażam sobie i śnię że oni oboje żyją. Razem chodzimy na spacery,jesteśmy małą szczęśliwą rodziną.
O Cullenach próbuję zapomnieć ale nie jest to łatwe. Wszak wychowywali mnie przez większość mojego życia. Czasami gdy Lily już śpi żartuję sobie z moimi prawdziwymi rodzicami że przydałoby mi się wymazanie pamięci. Nigdy nie kończy się to dobrze, bo potem wypłakuję się w ich ramionach. Sama nie wiem czy mam się cieszyć czy nie że mnie znależli. Ostatnio sprawiam im same problemy. 2 miesiące temu ktoś wjechał we mnie samochodem na chodniku i od tego czasu jeżdżę na wózku inwalidzkim. Wszyscy pytają mnie o sprawcę wypadku ale ja nie potrafię go rozpoznać. Po prostu nie wiem kto to jest, chociaż jest podobny do kogoś...
Meredith, z jej mężem także mieszkają w Forks więc kobieta pomaga mi w rehabilitacji. A Alaric zawsze potrafi mnie pocieszyć jak nikt. Gdy o sobie mówię zawsze brzmi to tak "Urodzona w nieszęściu" lub Urodzona dla smutku"..
Dosyć długo udawałem że śpię. Od czasu do czasu otwierałem oczy żeby ujrzeć czy dziewczyna śpi. Przez cały czas leżała zwinięta w kłębek. Oddychała szybko i płytko, ale spała. Bardzo wczesnym rankiem obudziła się z krzykiem. Gdy do niej podszedłem zgięła się w pół. Nie wiedziałem co robić. Gdybym zadzwonił po Elenę najpewniej wkurzyłaby się. Nie lubiła Annabeth. A to była jej córka. I moja zresztą też. Oddaliśmy ją pewnej ludzkiej rodzinie i pragnęliśmy zapomnieć o niej. Ta ciąża była przypadkiem. Ukrywaliśmy ją przed naszymi rodzicami, przecież mieliśmy po 16 lat! Moje myśli na początku często powracały do dziecka. Jak się czuje? Czy jest jej tam dobrze? Teraz nagle ją znaleźliśmy. Uwziąłem się że będziemy rodziną. Ona w końcu się dowie że jesteśmy wampirami. Katherine.... Nie daruję jej tego. Chciałem mieć normalne życie. Nie pozwolę by Ann spotkał taki sam los jak nas.
Ann cierpiała. I to bardzo. Nie dość że sprawiliśmy jej psychiczny ból zabijając jej chłopaka, teraz także i fizyczny. Wstawało słońce gdy dzwoniłem do żony. Annabeth sama o to prosiła. Domyślałem się co się dzieje. Ale kobiety wiedzą lepiej więc chciałem się poradzić. Przyjechała po 15 minutach. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Nasza córka była w ciąży i nadeszło rozwiązanie. Ona rodziła. Nie mogliśmy jej tu zostawić, ale każdy dotyk, każde poruszenie sprawiało jej ból. Elena zadzwoniła po swoją przyjaciółkę-Meredith i jej siostrę. Obie były pielęgniarkami. Okazało się że to bliźnięta w 7. miesiącu. Ann została uśpiona. Dzieci przyszły bardzo szybko. Dziewczyny wzięły dziewczynkę i chłopca do naszego domu-cały sprzęt już tam był. Ja okryłem Amy kocem i także ją tam przewiozłem.
---3 dni potem---
Dzieci były wcześniakami. Bardzo chude i nieumiejące oddychać samodzielnie. Leżały w inkubatorach, a ich matka nie chciała lub nie mogła się obudzić. Te 3 dni były męczarnią. Cała trójka walczyła o życie. U każdego ktoś cały czas był. U Annabeth najczęściej ja. Próbowałem przekonać Elenę że to nasza córka. Ona myśli że to dziecko. Tych 16 lat temu prawie się załamała. Miała ogromne wyrzuty sumienia. O mało co nie wygadała się przed rodzicami. Wtedy uciekliśmy razem. Zabrałem samochód ojca, oboje spakowaliśmy potrzebne rzeczy i wyjechaliśmy do Forks. A Annie właśnie tam była! Tylko że rodzina u której ją zostawiliśmy się rozpadła. Gdy na nią natrafiliśmy uciekała ze szpitala z jakimś chłopakiem. Dziewczyna była podobna do nas, więc na początku sam ją śledziłem. Potem z wielką irytacją dołączyła do mnie Elena. Zabiła go. Jak my jej mogliśmy to zrobić....
---6 miesięcy później---
**Annabeth**
Jak często przychpdziłam na cmentarz sama nie wiem... Czułam że w sercu mam wielką pustkę. Powróciłam do Forks razem z Eleną i Damon'em. Tu musiałam żyć. Na nagrobku pisało: "Liam Bewley 1990-2006 Miłość była Twoją cechą", i poniżej "Chris Bewley 2006". Mój malutki synek. Taki słaby... Zmarł zanaim zdążyłam się obudzić. Nawet go nie zobaczyłam. Obydwóch kochałam.. Czy wszyscy których kocham zawsze mają umierać?, zadawałam sobie ciągle to pytanie...
Obudziłam się po miesiącu.. Staram się o tym zapomnieć ale nadal pamiętam ból w płucach, nie mogłam oddychać. Widziałam twarze kilku osób, ale nawet wzrok zaczął mi się mącić. Chciałam krzyczeć, ale nie miałam siły. Potem przeleżałam jeszcze 2 tygodnie. W końcu pozwolili mi wstać i wyjaśnili wszystko. Kim dla mnie są, dlaczego, jak i po co. Cała trójka czyli Meredith, Elena i Damon mi współczuli. Ale mojego bólu nic nie zmieni. Jak się dowiedziałam ostatnio Sue Clearwater jest w więzieniu za próbę zamordowania mnie. Phil Dwyer nie żyje, upił się. Charlie zaadoptował Leę i Seth'a Clearwater'ów. Nawet ich odwiedziłam. Wydawli się szczęśliwi. Poszłam także do Miriam Bewley-mamy Liam'a. Przyjęła wszystko ze spokojem, co bardzo mnie zdziwilo. Lily i ja często do niej chodzimy. Tak bardzo się cieszy gdy widuje swoją małą wnusię. Zwykle zostawiam dziecko u babci i odwiedzam cmentarz. Rozmawiam z Liam'em. Opowiadam mu o jego córce. Wyobrażam sobie i śnię że oni oboje żyją. Razem chodzimy na spacery,jesteśmy małą szczęśliwą rodziną.
O Cullenach próbuję zapomnieć ale nie jest to łatwe. Wszak wychowywali mnie przez większość mojego życia. Czasami gdy Lily już śpi żartuję sobie z moimi prawdziwymi rodzicami że przydałoby mi się wymazanie pamięci. Nigdy nie kończy się to dobrze, bo potem wypłakuję się w ich ramionach. Sama nie wiem czy mam się cieszyć czy nie że mnie znależli. Ostatnio sprawiam im same problemy. 2 miesiące temu ktoś wjechał we mnie samochodem na chodniku i od tego czasu jeżdżę na wózku inwalidzkim. Wszyscy pytają mnie o sprawcę wypadku ale ja nie potrafię go rozpoznać. Po prostu nie wiem kto to jest, chociaż jest podobny do kogoś...
Meredith, z jej mężem także mieszkają w Forks więc kobieta pomaga mi w rehabilitacji. A Alaric zawsze potrafi mnie pocieszyć jak nikt. Gdy o sobie mówię zawsze brzmi to tak "Urodzona w nieszęściu" lub Urodzona dla smutku"..
poniedziałek, 8 września 2014
ROZDZIAŁ 10
Przez uporczywy ból głowy nie mogłam zasnąć. W hali świeciła się tylko jedna lampa pod sufitem gdzieś w połowie odległości między nami. Damon (bo tak miał na imię facet) usiadł na krześle i zasnął albo pewnie dobrze udawał.
Nadgarstki miałam przetarte prawie do krwi. Próbowałam wyciągnąć ręce z więzów ale mi się nie udało. Wszystko tak bardzo bolało! Gdybym chciała mogłabym byc wredna suką ale wiedziałam że miałoby to bolesne konsekwencje.
-Ile masz lat?-zapytał znienacka
-16-burknęłam. Nie lubiłam z nim rozmawiać ale musiałam. Kilka dni temu powiedział że mnie udusi jeżeli się nie odezwę.
-A ten chłopak? Kolega?
-Odwal się!
-Okey. I tak Cię stąd nie wypuścimy więc mogę Ci coś powiedzieć. Uświadom sobie że kiedy miałem 12 lat patrzyłem na śmierć brata. Od urodzenia byliśmy sierotami. Wychowywał nas ojciec matki. Przeżywaliśmy u niego piekło. I to on zabił Stefana. A ja... Nigdy nie okazałem że go chociaż lubię. Byłem taki sam jak dziadek. Kochałem go, rozumiesz? Kochałem!-na moich oczach mężczyzna się rozpłakał. Nawet trochę było mi go żal.
-Moi rodzice byli rozwiedzeni-zaczęłam-Gdy tylko się urodziłam rozwiedli się. Kilka lat temu mama z nowym mężęm znów pojawiła się w Forks. Miała nawrót białaczki. I Phil, i Charlie to degeneraci. Ona umarła a mnie wtedy przy niej nie było! Moja 'nowa' matka próbowała mnie zabić a Liam był dla mnie jedynym wsparciem. Kochałam go, a teraz nie mam już nic. Przez Was. Możecie mnie pobić, a nawet zabić. Już mnie to nie obchodzi. Moje życie straciło sens. Akurat w tym samym dniu pokłóciliśmy się. A ja noszę jego dziecko i już nawet ono mnie nie obchodzi. Bo przeze mnie jego ojciec nie żyje...-miałam łzy w oczach ale nie pozwoliłam i wypłynąć. Mężczyzna podszedł z nożem. Najpierw przeciął mi więzy na nogach, potem te na rękach. Gdy rozcierałam nadgarstki rzucił mi grubą bluzę z polaru. Bez słowa. Było tutaj dosyć zimno, prawie drżałam. Ubrałam ją, i zwinęłam się w kłębek jak mały kot z nadzieją że zasnę. Damon podszedł i usiadł obok mnie.
-Nie chcę żebyś Cię spotkał taki sam los jak mnie-powiedział cicho.
-Dziękuję-po tym, sama nie wiem kiedy zasnęłam. Tak to już zwykle bywa że człowiek zasypia w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Śnił mi się Liam z okresu kiedy oboje byliśmy jeszcze w Forks. Moja mam żyła. Szliśmy do niej, pobyć z nią trochę. Chłopak obrócił mnie ku sobie i pocałował. Widziałam w jego wzroku miłość. Przez tą krótką chwilę zapomniałam o wszystkich ostatnich wydarzeniach.
Obudziłam się z krzykiem, zapłakana... Krzyczałam cały czas: "Nie!" dopóki gardło mnie nie zaczęło boleć. Dam próbował mnie uspokajać ale z marnymi skutkami. Po chwili znów zapadłam w drzemkę. Ocknęłam się gdy coś w brzuchu zaczęło mnie okropnie rwać, szarpać. Zwinęłam się tylko jeszcze bardziej. Chłopak podszedł do mnie. Zauważył że coś jest nie tak, ale nie wiedział co zrobić. Przeczekać? Dzwonić do Eleny? A to był dopiero początek problemów....
Nadgarstki miałam przetarte prawie do krwi. Próbowałam wyciągnąć ręce z więzów ale mi się nie udało. Wszystko tak bardzo bolało! Gdybym chciała mogłabym byc wredna suką ale wiedziałam że miałoby to bolesne konsekwencje.
-Ile masz lat?-zapytał znienacka
-16-burknęłam. Nie lubiłam z nim rozmawiać ale musiałam. Kilka dni temu powiedział że mnie udusi jeżeli się nie odezwę.
-A ten chłopak? Kolega?
-Odwal się!
-Okey. I tak Cię stąd nie wypuścimy więc mogę Ci coś powiedzieć. Uświadom sobie że kiedy miałem 12 lat patrzyłem na śmierć brata. Od urodzenia byliśmy sierotami. Wychowywał nas ojciec matki. Przeżywaliśmy u niego piekło. I to on zabił Stefana. A ja... Nigdy nie okazałem że go chociaż lubię. Byłem taki sam jak dziadek. Kochałem go, rozumiesz? Kochałem!-na moich oczach mężczyzna się rozpłakał. Nawet trochę było mi go żal.
-Moi rodzice byli rozwiedzeni-zaczęłam-Gdy tylko się urodziłam rozwiedli się. Kilka lat temu mama z nowym mężęm znów pojawiła się w Forks. Miała nawrót białaczki. I Phil, i Charlie to degeneraci. Ona umarła a mnie wtedy przy niej nie było! Moja 'nowa' matka próbowała mnie zabić a Liam był dla mnie jedynym wsparciem. Kochałam go, a teraz nie mam już nic. Przez Was. Możecie mnie pobić, a nawet zabić. Już mnie to nie obchodzi. Moje życie straciło sens. Akurat w tym samym dniu pokłóciliśmy się. A ja noszę jego dziecko i już nawet ono mnie nie obchodzi. Bo przeze mnie jego ojciec nie żyje...-miałam łzy w oczach ale nie pozwoliłam i wypłynąć. Mężczyzna podszedł z nożem. Najpierw przeciął mi więzy na nogach, potem te na rękach. Gdy rozcierałam nadgarstki rzucił mi grubą bluzę z polaru. Bez słowa. Było tutaj dosyć zimno, prawie drżałam. Ubrałam ją, i zwinęłam się w kłębek jak mały kot z nadzieją że zasnę. Damon podszedł i usiadł obok mnie.
-Nie chcę żebyś Cię spotkał taki sam los jak mnie-powiedział cicho.
-Dziękuję-po tym, sama nie wiem kiedy zasnęłam. Tak to już zwykle bywa że człowiek zasypia w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Śnił mi się Liam z okresu kiedy oboje byliśmy jeszcze w Forks. Moja mam żyła. Szliśmy do niej, pobyć z nią trochę. Chłopak obrócił mnie ku sobie i pocałował. Widziałam w jego wzroku miłość. Przez tą krótką chwilę zapomniałam o wszystkich ostatnich wydarzeniach.
Obudziłam się z krzykiem, zapłakana... Krzyczałam cały czas: "Nie!" dopóki gardło mnie nie zaczęło boleć. Dam próbował mnie uspokajać ale z marnymi skutkami. Po chwili znów zapadłam w drzemkę. Ocknęłam się gdy coś w brzuchu zaczęło mnie okropnie rwać, szarpać. Zwinęłam się tylko jeszcze bardziej. Chłopak podszedł do mnie. Zauważył że coś jest nie tak, ale nie wiedział co zrobić. Przeczekać? Dzwonić do Eleny? A to był dopiero początek problemów....
sobota, 6 września 2014
ROZDZIAŁ 9
Hej :) Po baaaardzo długiej nieobecności znów się pojawiłam ;3 Były wakacje, koniec roku szkolnego. Teraz postaram się być tutaj częściej
------------------
Przeczuwałam że niedługo stanie się coś strasznego. Nie odzywałam się do Liam'a, zresztą on do mnie też nie. Ostro się pokłóciliśmy o jego przeszłość. Przez moje głupie humor- czytaj: ciążę. 4 miesiąc a pod moim sercem wciąż kołacze się życie. Nie chciałam go i robiłam wszystko żeby umarło-bezskutecznie. Niektórzy mogą uważać mnie za sadystkę-trudno, nie ich zdanie mnie obchodzi.
Obudziłam się słysząc jakiś hałas niedaleko nas. Spaliśmy w namiocie więc próbowałam obudzić chłopaka ale jego tam nie było. Pomyślałam że to on tak hałasuje więc znów się położyłam. Ale po chwili pojawiły się głosy. Głosy kilku osób.
-Kto tam jeszcze jest?-usłyszałam
-Jakaś dziewczyna-odpowiedział drugi facet
-Ją bierzemy, jego zabijcie-rozkazała jakaś kobieta. Nie wiedziałam co robić. Byłam spanikowana. Uciekać? Nie. Udawać że śpię? Postawiłam na to i zagłębiłam się w śpiworze. Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Ktoś rozpiął namiot i jednoczenśie rzucił się na mnie. Zabolało. Zaczęłam z nim walczyć: gryzłam, kopałam, biłam, drapałam. Byleby się uwolnić. Niestety nie dałam rady bo jego kompan uśpił mnie. Słyszałam jeszcze urywany krzyk Liam'a-to oznaczało że już nie żyje. Jak oni mogli?! Na jakiś swój sposób go kochałam...
Ocknęłam się w ogromnej starej hali pełnej maszyn produkcyjnych. Ręce i nogi miałam związane. Głowa i plecy bolały okropnie-najwyrażniej ktoś mną rzucil gdy mnie niósł. Rozejrzałam się. Zauważyłam około 10 metrów ode mnie kobietę. Brunetka, wysoka, wyglądała na 25 lat. Patrzyła na mnie, a po chwili zaczęła iść w moim kierunku. Ukucnęła tuż przede mną i wyszeptała:
-Twój chłoptaś nie żyje.-Jeśli myślała że się załamię lub rozpłaczę to się grubo myliła. Nie jestem słaba, a jego śmierć nie poszła na darmo. Chociaż łzy cisnęły mi się do oczu zacisnęłam zęby i starałam się nie rozryczeć. Nie przy niej.
-Zamienię twoje życie w piekło. Znam twojego ojca. A raczej: znałam. Nie żyje. Po waszej ucieczce zapił się na śmierć.-kontynuowała
-Kłamiesz! Czego wogóle ode mnie chcesz? Jak nas znalazłaś i skąd mnie znasz?
-Nie było Was trudno znaleźć. Obserwowaliśmy Was przez cały czas. Jestem twoją ciotką-nieznaną siostrą Renee. Jestem Elena ! -w tym samym momencie przez tylne drzwi wszedł niezwykle przystojny chłopak. Był podobny do niej. Szeptali coś do siebie przez chwilę po czym ona wyszła. Brunet oddalił się na drugi koniec magazynu i usiadł patrząc na mnie. Zamknęłam oczy żeby nic nie widzieć. Powtarzałam sobie: "To tylko sen. Za chwilę przyjdzie Charlie i mnie obudzi. To kolejny nieznośny koszmar!" Nagle usłyszałam aksamitny bas tuż koło swojego ucha, ale nie otworzyłam oczu.
-Zostaniesz tu baaardzo długo, wiesz? I nikt nie może Cię uratować
Znajdował się na tyle daleko żebym mogła wyciągnąć nogi. Kopnęłam go z całych sił. Potoczył się do tyłu i złapał za klatkę piersiową. Gdy otrząsnął się z szoku podniósł mnie na nogi i uderzył nie słabiej ode mnie. Upadłam. Bolało. Chciałam wrzeszczeć z bólu. Jęknęłam i zwinęłam się.
-Będzie gorzej jeżeli jeszcze traz wywiniesz taki numer, rozumiesz?-wyszedł na chwilę żeby przynieść sznur i nóż. Nadal leżałam. Nie chciałam na niego patrzeć. Przeciął mi więzy na nadgarstkach, i pociągnął do najbliższego słupa. Zawiązał mi ręce za nim. Wiedziałam ze oboje są sadystami i nie ucieknę już od nich. Ale nie mogłam się poddać. Dla Liam'a i naszego dziecka. O dziwo: pokochałam je po śmierci jego ojca...
------------------
Przeczuwałam że niedługo stanie się coś strasznego. Nie odzywałam się do Liam'a, zresztą on do mnie też nie. Ostro się pokłóciliśmy o jego przeszłość. Przez moje głupie humor- czytaj: ciążę. 4 miesiąc a pod moim sercem wciąż kołacze się życie. Nie chciałam go i robiłam wszystko żeby umarło-bezskutecznie. Niektórzy mogą uważać mnie za sadystkę-trudno, nie ich zdanie mnie obchodzi.
Obudziłam się słysząc jakiś hałas niedaleko nas. Spaliśmy w namiocie więc próbowałam obudzić chłopaka ale jego tam nie było. Pomyślałam że to on tak hałasuje więc znów się położyłam. Ale po chwili pojawiły się głosy. Głosy kilku osób.
-Kto tam jeszcze jest?-usłyszałam
-Jakaś dziewczyna-odpowiedział drugi facet
-Ją bierzemy, jego zabijcie-rozkazała jakaś kobieta. Nie wiedziałam co robić. Byłam spanikowana. Uciekać? Nie. Udawać że śpię? Postawiłam na to i zagłębiłam się w śpiworze. Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Ktoś rozpiął namiot i jednoczenśie rzucił się na mnie. Zabolało. Zaczęłam z nim walczyć: gryzłam, kopałam, biłam, drapałam. Byleby się uwolnić. Niestety nie dałam rady bo jego kompan uśpił mnie. Słyszałam jeszcze urywany krzyk Liam'a-to oznaczało że już nie żyje. Jak oni mogli?! Na jakiś swój sposób go kochałam...
Ocknęłam się w ogromnej starej hali pełnej maszyn produkcyjnych. Ręce i nogi miałam związane. Głowa i plecy bolały okropnie-najwyrażniej ktoś mną rzucil gdy mnie niósł. Rozejrzałam się. Zauważyłam około 10 metrów ode mnie kobietę. Brunetka, wysoka, wyglądała na 25 lat. Patrzyła na mnie, a po chwili zaczęła iść w moim kierunku. Ukucnęła tuż przede mną i wyszeptała:
-Twój chłoptaś nie żyje.-Jeśli myślała że się załamię lub rozpłaczę to się grubo myliła. Nie jestem słaba, a jego śmierć nie poszła na darmo. Chociaż łzy cisnęły mi się do oczu zacisnęłam zęby i starałam się nie rozryczeć. Nie przy niej.
-Zamienię twoje życie w piekło. Znam twojego ojca. A raczej: znałam. Nie żyje. Po waszej ucieczce zapił się na śmierć.-kontynuowała
-Kłamiesz! Czego wogóle ode mnie chcesz? Jak nas znalazłaś i skąd mnie znasz?
-Nie było Was trudno znaleźć. Obserwowaliśmy Was przez cały czas. Jestem twoją ciotką-nieznaną siostrą Renee. Jestem Elena ! -w tym samym momencie przez tylne drzwi wszedł niezwykle przystojny chłopak. Był podobny do niej. Szeptali coś do siebie przez chwilę po czym ona wyszła. Brunet oddalił się na drugi koniec magazynu i usiadł patrząc na mnie. Zamknęłam oczy żeby nic nie widzieć. Powtarzałam sobie: "To tylko sen. Za chwilę przyjdzie Charlie i mnie obudzi. To kolejny nieznośny koszmar!" Nagle usłyszałam aksamitny bas tuż koło swojego ucha, ale nie otworzyłam oczu.
-Zostaniesz tu baaardzo długo, wiesz? I nikt nie może Cię uratować
Znajdował się na tyle daleko żebym mogła wyciągnąć nogi. Kopnęłam go z całych sił. Potoczył się do tyłu i złapał za klatkę piersiową. Gdy otrząsnął się z szoku podniósł mnie na nogi i uderzył nie słabiej ode mnie. Upadłam. Bolało. Chciałam wrzeszczeć z bólu. Jęknęłam i zwinęłam się.
-Będzie gorzej jeżeli jeszcze traz wywiniesz taki numer, rozumiesz?-wyszedł na chwilę żeby przynieść sznur i nóż. Nadal leżałam. Nie chciałam na niego patrzeć. Przeciął mi więzy na nadgarstkach, i pociągnął do najbliższego słupa. Zawiązał mi ręce za nim. Wiedziałam ze oboje są sadystami i nie ucieknę już od nich. Ale nie mogłam się poddać. Dla Liam'a i naszego dziecka. O dziwo: pokochałam je po śmierci jego ojca...
czwartek, 8 maja 2014
Rozdział 8 -Wieczna wędrówka
Wraz z Liamem kierowaliśmy się na północ stanu Washington aby przejechać Kanadę i dotrzeć do gór Denali. Postanowiliśmy tak ze względu na mnie. On chciał abym znowu mogła zobaczyć się z rodziną. nie wiedziałam gdzie oni teraz są, gdzie mieszkają, co robią.
Liam zabrał ze sobą 2 plecaki: jeden zawierał żywność, drugi zaś potrzebne artykuły higieniczne. Ja w moim wiozłam nasze ubrania oraz mapę, kompas i tym podobne rzeczy. gdy odjechaliśmy sprzed szpitala mój chłopak znalazł jakąś przyboczną drogę oddaloną od naszego miasteczka o jakieś 5 km gdzie się zatrzymaliśmy. Był początek lipca, noc była jak narazie ciepła.
-Musimy za najwyżej godziną wyruszyć. Nadal jesteśmy za blisko Forks. Rano zauważą że mnie nie ma i się zaczną niepokoić.- oznajmiłam mu po kilkunastu minutach
-Spokojnie, mam wszystko zaplanowane.- odrzekł siadając koło mnie, bowiem jeszcze przed chwilą poprawiał coś w naszych rowerach. Pomyślałam że już pół roku jesteśmy razem. Nasz związek jest zupełnie inny niż wszystkie inne. Niektóre paty rozpadają się po takim czasie, a my nadal trwamy przy sobie. Zaczął rozpinać guziki mojej koszulki
-Co robisz, głuptasie? -zapytałam. A on w odpowiedzi przytulił mnie mocno do siebie pokazując jak bardzo mnie kocha. Pocałowaliśmy się i jednocześnie on mnie przewrócił na plecy. Kątem oka widziałam nasze "pojazdy". (Potem wiadomo co się stało -dop. aut.). Zasnęliśmy splatając się. Oboje byliśmy przykryci lekkim kocem., a nasze ubrania leżały niedaleko. Oboje pokazaliśmy sobie jak bardzo się kochamy.. Gdy otworzyłam oczy blask słońca poraził mnie swoją jasnością.Wszystko wokół mnie było tak jak zapamiętałam.Tylko że Liam stał przy naszych dwókołowcach coś przy nich grzebiąc. Powoli zaczęłam się ubierać,a następnie podeszłam do niego. Zauważył jakiś cień pewnie nad sobą i zrozumiał że stoję zaraz za nim. Obrócił się do nie tak że nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie i przylgnęliśmy do siebie na chwilę.
-Co robisz?- zapytałam trochę zasapana
-Całuję moją ukochaną
-Miałam na myśli rowery- odrzekłam z sarkazmem- Musimy jechać. Daj mi coś do zjedzenia na drogę zanim nas zima zastanie- kontynuowałam. Według mnie było śmieszne to co powiedziałam, ale on nie zmienił wyrazu twarzy. Może się trochę zasępił ale próbował to przede mną ukryć. Miałam nadzieję że mu to przejdzie więc o nic go nie pytałam. Tymczasem on mi podał jakąś kanapkę i ruszyliśmy się z miejsc.
Minął miesiąc od naszego nieszczęsnego wyjazdu. Nienawidziłam szczerze Forks, ale nie także. Teraz jestem bardzo szczęśliwa, bo mam przy sobie najukochańszą osobę pod słońcem. Cały czas zastanawiam się nad czym on się zastanawia kiedy jest nieobecny przy mnie duchem. Czy tęskni za Miriam - swoją mamą? Niekiedy żałowałam swojej decyzji, mogłam zostać w Forks. Charlie pomógłby mi.
Przepraszam że taki krótki i beznadziejny. Chciałam go dodać jak najszybciej bo teraz będę troche poprawiać w szkole ;/ Komentujcie ;)
Liam zabrał ze sobą 2 plecaki: jeden zawierał żywność, drugi zaś potrzebne artykuły higieniczne. Ja w moim wiozłam nasze ubrania oraz mapę, kompas i tym podobne rzeczy. gdy odjechaliśmy sprzed szpitala mój chłopak znalazł jakąś przyboczną drogę oddaloną od naszego miasteczka o jakieś 5 km gdzie się zatrzymaliśmy. Był początek lipca, noc była jak narazie ciepła.
-Musimy za najwyżej godziną wyruszyć. Nadal jesteśmy za blisko Forks. Rano zauważą że mnie nie ma i się zaczną niepokoić.- oznajmiłam mu po kilkunastu minutach
-Spokojnie, mam wszystko zaplanowane.- odrzekł siadając koło mnie, bowiem jeszcze przed chwilą poprawiał coś w naszych rowerach. Pomyślałam że już pół roku jesteśmy razem. Nasz związek jest zupełnie inny niż wszystkie inne. Niektóre paty rozpadają się po takim czasie, a my nadal trwamy przy sobie. Zaczął rozpinać guziki mojej koszulki
-Co robisz, głuptasie? -zapytałam. A on w odpowiedzi przytulił mnie mocno do siebie pokazując jak bardzo mnie kocha. Pocałowaliśmy się i jednocześnie on mnie przewrócił na plecy. Kątem oka widziałam nasze "pojazdy". (Potem wiadomo co się stało -dop. aut.). Zasnęliśmy splatając się. Oboje byliśmy przykryci lekkim kocem., a nasze ubrania leżały niedaleko. Oboje pokazaliśmy sobie jak bardzo się kochamy.. Gdy otworzyłam oczy blask słońca poraził mnie swoją jasnością.Wszystko wokół mnie było tak jak zapamiętałam.Tylko że Liam stał przy naszych dwókołowcach coś przy nich grzebiąc. Powoli zaczęłam się ubierać,a następnie podeszłam do niego. Zauważył jakiś cień pewnie nad sobą i zrozumiał że stoję zaraz za nim. Obrócił się do nie tak że nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie i przylgnęliśmy do siebie na chwilę.
-Co robisz?- zapytałam trochę zasapana
-Całuję moją ukochaną
-Miałam na myśli rowery- odrzekłam z sarkazmem- Musimy jechać. Daj mi coś do zjedzenia na drogę zanim nas zima zastanie- kontynuowałam. Według mnie było śmieszne to co powiedziałam, ale on nie zmienił wyrazu twarzy. Może się trochę zasępił ale próbował to przede mną ukryć. Miałam nadzieję że mu to przejdzie więc o nic go nie pytałam. Tymczasem on mi podał jakąś kanapkę i ruszyliśmy się z miejsc.
Minął miesiąc od naszego nieszczęsnego wyjazdu. Nienawidziłam szczerze Forks, ale nie także. Teraz jestem bardzo szczęśliwa, bo mam przy sobie najukochańszą osobę pod słońcem. Cały czas zastanawiam się nad czym on się zastanawia kiedy jest nieobecny przy mnie duchem. Czy tęskni za Miriam - swoją mamą? Niekiedy żałowałam swojej decyzji, mogłam zostać w Forks. Charlie pomógłby mi.
Przepraszam że taki krótki i beznadziejny. Chciałam go dodać jak najszybciej bo teraz będę troche poprawiać w szkole ;/ Komentujcie ;)
piątek, 28 marca 2014
Rozdział 8- Już nie może być gorzej
Forks, 3 miesiące później, 3.07.2004r.
Kiedy moja mama Renee, tydzień po naszym ostatnim spotkaniu zmarła prawie się załamałam.Cały czas obwiniałam siebie za to co jej się przytrafiło. Tak bardzo za nią nadal tęsknię. Jeszcze niedawno nie potrafiłam sobie wyobrazić bez niej życia ale zostałam do tego zmuszona. Byłam świadoma tego jak potoczy się jej choroba, ale ciągle wmawiałam sobie że będzie żyć i wytrzyma do końca. Miała przecież tylko 35 lat... Phil teraz rzucił się w wir kariery i pracy baseballisty. Znów rozpoczął tourne aby zapomnieć o przykrych wydarzeniach.
A ja znów leżę w szpitalu. Tym razem to nie białaczka, tylko Sue Clearwater. Nienawidzę jej. Chodzę już do pierwszej klasy gimnazjum. Niedawno (ok.tydzień temu) mieliśmy w szkole dyskotekę. A że chodzę razem z Liamem do klasy wybraliśmy się tam razem. Zabawa rozpoczynała się o 17, a my wyszliśmy stamtąd ok.22. Odprowadził mnie pod same drzwi i gorąco pocałował w usta. Nie spodziewałam się tego, opłakane również były konsekwencje jego czynu.W domu jak się okazało nie było nikogo oprócz mojej macochy. Leah się jeszcze bawiła w szkole, Seth śpi pewnie u kolegi, a Charlie znów na komisariacie. Kobieta stała przy kuchennym oknie, gdzie mogła zobaczyć to co się działo na podjeździe. Na 100 % wszystko widziała. Wzięła do ręki nóż, przestraszyłam się nie na żarty.
-Sue, co ty robisz?- spytałam drżącym głosem. Zaczęłam się wycofywać do salonu tyłem, gdyż zaczęła iść w moim kierunku
-Mówiłam ci zostaw tego chłopaka w spokoju. Leah jest starsza od ciebie o rok i to ona powinna z nim być- wrzasnęła
-O co ci chodzi kobieto? Kochamy się i nikt nam w tym nie przeszkodzi a w szczególności ty!
-Zostaw go albo cię zabiję- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu
-To ciekawe co na to powiedzą Leah, Seth i Charlie. Uspokój się, alkohol nie działa na ciebie dobrze.- rzekłam a ona się na mnie rzuciła. Poczułam jak wbija mi nóż tuż pod sercem. Teraz sobie zdałam sprawę że nie blefowała. Osunęłam się na szafę, która była tuż za mną. Usłyszałam na podjeździe radiowóz ojca. Chciałam krzyknąć żeby szybko tu przyszedł ale nie miałam na to siły. Trzymałam ręce na ranie aby choć trochę powstrzymać krwawienie. To babsko nadal nade mną stała i się bezczelnie śmiała. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Myślałam że już nigdy nie zobaczę mojej rodziny ani tym bardziej ukochanego chłopaka. Po chwili rozległ się huk, podobny do wystrzału z pistoletu a ta wariatka co stała koło mnie upadła i zaczęła krzyczeć. Obrazy przed oczami zaczęły mi się rozmazywać, słuch te jakby już traciłam. Poczułam tylko że ktoś mną potrząsa.
-Amy! Obudź się! Słyszysz mnie! Amy! Leah chodż tu szybko i dzwoń na pogotowie.- usłyszałam głos koło mnie, potem jeszcze dwa ale szybko poszły w zapomnienie. Zasnęłam. Obudziłam się chyba w szpitalu, przed oczami mijały mi jakieś światła ciągle. Jak się dowiedziałam ranem wszystko się skończyło. Wybudziłam się dosyć późno, bo ok. 40 godzin po tych tragicznych wydarzeniach. Przy szpitalnym łóżku na którym leżałam siedziała cała moja rodzina plus Liam. Ale na szczęście nie było tu Sue.
-Tato, wybudza się- zakomunikował zebranym mój brat zaspanym głosem
-Amy- Charlie wykrzyknął radośnie
-Co się stało z Sue?- wychrypiałam
-Jak wszedłem do domu, zobaczyłem ją. I postrzeliłem.- odpowiedział mi tata
-A potem?- zapytałam
-Była poważnie ranna, już wyszła ze szpitala. policja ją przesłuchiwała- oznajmił mi mój chłopak
-Jaki dzisiaj dzień tak wogóle? Długo spałam?
-Jest niedziela, byłaś w śpiączce, bo lekarze tak postanowili. Ponad tydzień. W piątek była dyskotek, w sobotę wczesnym rankiem skończyli cię operować. Tak bardzo się bałem o ciebie córeczko. Sue już nigdy więcej się do ciebie nie zbliży. Przyrzekam
-My też za Tobą tęskniliśmy. Nie wiedzieliśmy że nasza mama może być taka. Ale teraz przepraszamy. Jutro szkoła, Seth musi się pouczyć. Ja z resztą też. Do zobaczenia. Jutro cię odwiedzę- usprawiedliwiła się Leah i oboje z bratem poszli do domu
-Zostawię Was na chwilę samych, idę coś zjeść- zakomunikował nam mój tata i poszedł. Według mnie zrobił to aby dać nam trochę prywatności.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobił gdybyś umarła- zaczął Liam
-Przepraszam
-Nie masz z aco słodziaku. Nawet nie wiesz jak się zamartwiałem. Gdy lekarze powiedzieli że najważniejsza będzie pierwsza doba to się naprawdę mocno przestraszyłem że już Cię na zawsze stracę
A ja tak bardzo go kocham. Jest dopiero 22, a ja się nadal zamartwiam. Wieczór jest jeszcze dosyć jasny, w końcu to prawie środek lata. Nagle usłyszałam lekkie stukanie w okno, jakby ktoś rzucał w nie malutkimi kamykami. Podeszłam do niego, a na dole stał mój ukochany. Otworzyłam z małym trudem okno i zawołałam:
-Co ty tu robisz?
-Spakuj swoje rzeczy i chodż do mnie. Wytłumaczę ci wszystko jak tu będziesz. Ruszaj się , mamy trochę mało czasu.
-Ok, za chwilę przyjdę.- odkrzyknęłam i od razu zaczęłam się ubierać. moje rzeczy wcisnęłam do tory i zrzuciłam ją przez okno. Po chwili już tam byłam. Liam mnie pocałował, i jak zwykle gdy już się od siebie oderwaliśmy brakowało nam tchu
-Zabieram Cię z tego zadupia. Pojedziemy gdzie zechcesz byle jak najdalej stąd. Moja mama dała nam trochę pieniędzy, mam dużo jedzenia i ubrań dla nas obydwóch. Co powiesz an góry Denali?
-Och, dziękuję ci!!! Jesteś najlepszym facetem na świecie
-No wiem, to jedżmy żebyśmy przed świtem już byli daleko stąd. Mamy rowery.
-No to jedżmy wtedy- oznajmiłam z uśmiechem na ustach. Ruszyliśmy prawie do razu, mam nadzieję że dotrzemy do gór Denali. Bo chciałabym zobaczyć jeszcze raz moją przyszywaną rodzinę
Witam! Przepraszam że tak długo zwlekałam z rozdziałem , ale nauka ;(
Kiedy moja mama Renee, tydzień po naszym ostatnim spotkaniu zmarła prawie się załamałam.Cały czas obwiniałam siebie za to co jej się przytrafiło. Tak bardzo za nią nadal tęsknię. Jeszcze niedawno nie potrafiłam sobie wyobrazić bez niej życia ale zostałam do tego zmuszona. Byłam świadoma tego jak potoczy się jej choroba, ale ciągle wmawiałam sobie że będzie żyć i wytrzyma do końca. Miała przecież tylko 35 lat... Phil teraz rzucił się w wir kariery i pracy baseballisty. Znów rozpoczął tourne aby zapomnieć o przykrych wydarzeniach.
A ja znów leżę w szpitalu. Tym razem to nie białaczka, tylko Sue Clearwater. Nienawidzę jej. Chodzę już do pierwszej klasy gimnazjum. Niedawno (ok.tydzień temu) mieliśmy w szkole dyskotekę. A że chodzę razem z Liamem do klasy wybraliśmy się tam razem. Zabawa rozpoczynała się o 17, a my wyszliśmy stamtąd ok.22. Odprowadził mnie pod same drzwi i gorąco pocałował w usta. Nie spodziewałam się tego, opłakane również były konsekwencje jego czynu.W domu jak się okazało nie było nikogo oprócz mojej macochy. Leah się jeszcze bawiła w szkole, Seth śpi pewnie u kolegi, a Charlie znów na komisariacie. Kobieta stała przy kuchennym oknie, gdzie mogła zobaczyć to co się działo na podjeździe. Na 100 % wszystko widziała. Wzięła do ręki nóż, przestraszyłam się nie na żarty.
-Sue, co ty robisz?- spytałam drżącym głosem. Zaczęłam się wycofywać do salonu tyłem, gdyż zaczęła iść w moim kierunku
-Mówiłam ci zostaw tego chłopaka w spokoju. Leah jest starsza od ciebie o rok i to ona powinna z nim być- wrzasnęła
-O co ci chodzi kobieto? Kochamy się i nikt nam w tym nie przeszkodzi a w szczególności ty!
-Zostaw go albo cię zabiję- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu
-To ciekawe co na to powiedzą Leah, Seth i Charlie. Uspokój się, alkohol nie działa na ciebie dobrze.- rzekłam a ona się na mnie rzuciła. Poczułam jak wbija mi nóż tuż pod sercem. Teraz sobie zdałam sprawę że nie blefowała. Osunęłam się na szafę, która była tuż za mną. Usłyszałam na podjeździe radiowóz ojca. Chciałam krzyknąć żeby szybko tu przyszedł ale nie miałam na to siły. Trzymałam ręce na ranie aby choć trochę powstrzymać krwawienie. To babsko nadal nade mną stała i się bezczelnie śmiała. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Myślałam że już nigdy nie zobaczę mojej rodziny ani tym bardziej ukochanego chłopaka. Po chwili rozległ się huk, podobny do wystrzału z pistoletu a ta wariatka co stała koło mnie upadła i zaczęła krzyczeć. Obrazy przed oczami zaczęły mi się rozmazywać, słuch te jakby już traciłam. Poczułam tylko że ktoś mną potrząsa.
-Amy! Obudź się! Słyszysz mnie! Amy! Leah chodż tu szybko i dzwoń na pogotowie.- usłyszałam głos koło mnie, potem jeszcze dwa ale szybko poszły w zapomnienie. Zasnęłam. Obudziłam się chyba w szpitalu, przed oczami mijały mi jakieś światła ciągle. Jak się dowiedziałam ranem wszystko się skończyło. Wybudziłam się dosyć późno, bo ok. 40 godzin po tych tragicznych wydarzeniach. Przy szpitalnym łóżku na którym leżałam siedziała cała moja rodzina plus Liam. Ale na szczęście nie było tu Sue.
-Tato, wybudza się- zakomunikował zebranym mój brat zaspanym głosem
-Amy- Charlie wykrzyknął radośnie
-Co się stało z Sue?- wychrypiałam
-Jak wszedłem do domu, zobaczyłem ją. I postrzeliłem.- odpowiedział mi tata
-A potem?- zapytałam
-Była poważnie ranna, już wyszła ze szpitala. policja ją przesłuchiwała- oznajmił mi mój chłopak
-Jaki dzisiaj dzień tak wogóle? Długo spałam?
-Jest niedziela, byłaś w śpiączce, bo lekarze tak postanowili. Ponad tydzień. W piątek była dyskotek, w sobotę wczesnym rankiem skończyli cię operować. Tak bardzo się bałem o ciebie córeczko. Sue już nigdy więcej się do ciebie nie zbliży. Przyrzekam
-My też za Tobą tęskniliśmy. Nie wiedzieliśmy że nasza mama może być taka. Ale teraz przepraszamy. Jutro szkoła, Seth musi się pouczyć. Ja z resztą też. Do zobaczenia. Jutro cię odwiedzę- usprawiedliwiła się Leah i oboje z bratem poszli do domu
-Zostawię Was na chwilę samych, idę coś zjeść- zakomunikował nam mój tata i poszedł. Według mnie zrobił to aby dać nam trochę prywatności.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobił gdybyś umarła- zaczął Liam
-Przepraszam
-Nie masz z aco słodziaku. Nawet nie wiesz jak się zamartwiałem. Gdy lekarze powiedzieli że najważniejsza będzie pierwsza doba to się naprawdę mocno przestraszyłem że już Cię na zawsze stracę
A ja tak bardzo go kocham. Jest dopiero 22, a ja się nadal zamartwiam. Wieczór jest jeszcze dosyć jasny, w końcu to prawie środek lata. Nagle usłyszałam lekkie stukanie w okno, jakby ktoś rzucał w nie malutkimi kamykami. Podeszłam do niego, a na dole stał mój ukochany. Otworzyłam z małym trudem okno i zawołałam:
-Co ty tu robisz?
-Spakuj swoje rzeczy i chodż do mnie. Wytłumaczę ci wszystko jak tu będziesz. Ruszaj się , mamy trochę mało czasu.
-Ok, za chwilę przyjdę.- odkrzyknęłam i od razu zaczęłam się ubierać. moje rzeczy wcisnęłam do tory i zrzuciłam ją przez okno. Po chwili już tam byłam. Liam mnie pocałował, i jak zwykle gdy już się od siebie oderwaliśmy brakowało nam tchu
-Zabieram Cię z tego zadupia. Pojedziemy gdzie zechcesz byle jak najdalej stąd. Moja mama dała nam trochę pieniędzy, mam dużo jedzenia i ubrań dla nas obydwóch. Co powiesz an góry Denali?
-Och, dziękuję ci!!! Jesteś najlepszym facetem na świecie
-No wiem, to jedżmy żebyśmy przed świtem już byli daleko stąd. Mamy rowery.
-No to jedżmy wtedy- oznajmiłam z uśmiechem na ustach. Ruszyliśmy prawie do razu, mam nadzieję że dotrzemy do gór Denali. Bo chciałabym zobaczyć jeszcze raz moją przyszywaną rodzinę
Witam! Przepraszam że tak długo zwlekałam z rozdziałem , ale nauka ;(
środa, 12 marca 2014
Rozdział 7 - Udręka i rozczarowanie
Ok. pół roku później, ferie wiosenne
Alice nie odezwała się po swoim ostatnim telefonie pół roku temu. Wielokrotnie próbowałam się z nią skontaktować ale bez skutku. Wiedziałam że wszyscy Cullenowie już się wyprowadzili z Denali, a ja nie miałam ich obecnego adresu. E-maile nigdy nie dochodziły, a telefony zawsze mieli wyłączone albo włączała się poczta głosowa. Tęskniłam niekiedy za nimi.
Teraz rozpoczęłam nowy rozdział w swoim życiu, ale nigdy nie zapomnę poprzedniego. Co dzień budziłam się z uśmiechem na ustach, bo wiedziałam że niedługo go zobaczę. Jestem szczęśliwie zakochana. A on to uczucie odwzajemnia. Od samego przyjazdu tutaj napotykaliśmy się na siebie. Na ulicy, w sklepie, przychodził do mojego domu, odwiedzał mnie w szpitalu. 3 miesiące temu w końcu zadał to pytanie na które tak długo czekałam. Od razu się zgodziłam. Jak ja go kocham. Mój Liam ;) Teraz siedzimy u niego w domu, w salonie. Objął mnie opiekuńczo ramionami. Nie zasługuję na niego, on tyle razy udowodnił że mnie kocha, a ja?
-Kocham cię- powiedziałam
-Ja ciebie bardziej- odrzekł i pocałował mnie we włosy
-Pamiętasz jak powiedzieliśmy naszym rodzinom że jesteśmy razem?
-Nigdy nie zapomnę wyrazu ich twarzy
-Sue ma cały czas do mnie żal o to że jestem zakochana w tobie. Chciałaby żeby Leah była na moim miejscu. Ale ona życzy nam szczęścia
-Nie przejmuj się swoją macochą. Jakby co to zamieszkasz u mnie
-Naprawdę bym mogła
-No pewnie. A poza tym nie powiedziałaś mi co takiego ci robi.
-Nie chcesz wiedzieć
-Myślałem że nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Powiedz mi, proszę- powiedział patrząc mi w oczy
-Żebyś później nie żałował. Wszystko się zaczęło jak wróciłam ze szpitala. Przed tym jeszcze była dla nie miła. Ale jakoś przed naszym rozpoczęciem związku- oboje się uśmiechnęliśmy- uderzyła mnie. Wtedy zwierzyłam jej się co do ciebie czyje. Powiedziała żebym zostawiła cię dla Leah, bo to ona ma być z tobą a nie ja. Poleciały też wyzwiska. Oczywiście nikt tego nie widział. Nie było też śladu. Od tamtej pory albo mnie wyzywa albo bije. Ja się jej boję Liam- rozpłakałam się a on przytulił mnie do swojej szerokiej piersi.
-Pamiętaj żę zawsze możesz przyjść ze wszystkim do mnie- oznajmił nadal przytulając mnie do siebie
-Kocham cię
-Ja ciebie też słońce moje- siedzieliśmy tak spleceni dopóki mama Liama - Miriam nie przyszła. Czyli do ok. 14.00. Musiałam pójść do domu, ale nie miałam jakoś ochoty. Odwiedziłam za to Renee.
-Cześć mamo- przywitałam się. Siedziała na leżaku, z tyłu domku, koło ogródka.
-Hej kochanie- powiedziała słabym głosem
-Mamo co ci jest? Jesteś na coś chora?
-Wiesz przecież że białaczka jest genetycznie coś tam, prawda? A Charlie jest zdrów jak ryba. To pzreze mnie chorujesz
-Białaczka cię zabije- odrzekłam słabym, płaczliwym głosem. - Czemu nic mi wcześniej nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię martwić. A poza tym była uśpiona. Nie byłaś u mnie 2 miesiące. Po twoim ostatnim wyjeżdzie zemdlałam i Phil zabrał mnie do szpitala. Dopiero od 2 tygodni jestem w domu.
-Tak bardzo mi przykro
-Nie martw się, nie jestem młoda to prawda. Ale dam radę.
-Gdzie Phil?
-W domu, chodzi gdzieś tam
-Za chwilę przyjdę, ok? Tylko nigdzie się nie ruszaj
-Dobrze, wróć zaraz- odrzekła. Ja weszłam do domu i skierowałam się w stronę schodów. Postanowiłam odwiedzić mojego ojczyma.
-Cześć Phil. Fajnie że opiekujesz się Renee- walnęłam prosto z mostu
-Hej młoda. Musiałem coś tylko sprawdzić
-czy ty nie rozumiesz że ona umiera?! Nie widzisz w jakim ona jest stanie?! Ślepy jesteś czy co? Tak bardzo ją kochasz że chcesz żeby umarła?!!
-Uspokój się bo usłyszy. I nie podważaj naszej miłości, bo nie ręczę za siebie. Dla niej już nie ma ratunku, został jej góra miesiąc życia. Chemia i naświetlania nie pomogły. Na przeszczep też już za pózno. A ja po prostu nie wiem co zrobić
-To chociaż spędzaj z nią jej ostatnie chwile. Niech te dni będą najszczęśliwszymi w jej życiu. To chyba możesz zrobić, co?- rozpłakałam się i wybiegłam z domu. Drogę do Charliego pokonałam biegiem, a były to 3 km. Cały czas szlochałam. Moja matka umiera, co ja mam zrobić? W kuchni byli wszyscy domownicy, ja wbiegłam do swojego pokoju i zakluczyłam go. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać w poduszkę. Co ja zrobię gdy zabraknie Renee? Ja przecież tak bardzo ją kocham
-Amy, co się stało?- usłyszałam głos mojej siostry za drzwiami. Martwiła się o mnie - otwórz drzwi, proszę
-Nie- odrzekłam płaczliwym głosem. Ale po 15 minutach uspokoiłam się na tyle żeby móc ją wpuścić. Po tym znowu skuliłam się na łóżku.
-Co się stało?- zapytała z troską w głosie. Nie odpowiedziałam- Będę tu siedzieć dopóki mi nie powiesz- kontynuowała. Ja na to wzruszyłam ramionami tylko. Usiadła obok mnie i przytuliła. Znów się rozpłakałam.
-Renee...umiera- wyjąkałam- Ma ... białaczkę. Tak jak ja- żadna z nas nic więcej już nie mówiła. Leah rozumiała mnie. Gdy się ściemniło zasnęłam. Na szczęście nic mi się nie śniło. Obudziłam się jak było jeszcze ciemno. Budzik wskazywał 6:00. Wyszukałam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Ubrana w sportowy dres wyszłam z domu aby pobiegać jak od niedawna miałam zwyczaj. Do domu wróciłam o 7:30. Wszyscy oprócz taty siedzieli przy kuchennym stole. Posłałam im lekki uśmiech i wróciłam do siebie.
-Amy, mogę wejść?- usłyszałam głos Setha zza drzwi.
-Jasne, chodż
-Paul zaproponował na jutro wyjazd do Seattle. Leah jedzie z nami. Chcesz też?
-A mogę zabrać Liama?
-Ok, czyli jedziesz?
-Pewnie.
Jego pogoda ducha poprawiła mi nastrój. Jutrzejszy dzień zapowiadał się świetnie. Już się nie mogę doczekać. Wszystkie moje troski poszły na chwilę w zapomnienie. Tylko nie wiedziałam co Sue knuje i że może już nie być odwrotu...
Rozdział z dedykacją dla ALICE SPENCER. Wiem, że była dosyć długa przerwa ale nie miałam trochę weny i problemy rodzinne też się pojawiły na horyzoncie. komentujcie!!!!
Alice nie odezwała się po swoim ostatnim telefonie pół roku temu. Wielokrotnie próbowałam się z nią skontaktować ale bez skutku. Wiedziałam że wszyscy Cullenowie już się wyprowadzili z Denali, a ja nie miałam ich obecnego adresu. E-maile nigdy nie dochodziły, a telefony zawsze mieli wyłączone albo włączała się poczta głosowa. Tęskniłam niekiedy za nimi.
Teraz rozpoczęłam nowy rozdział w swoim życiu, ale nigdy nie zapomnę poprzedniego. Co dzień budziłam się z uśmiechem na ustach, bo wiedziałam że niedługo go zobaczę. Jestem szczęśliwie zakochana. A on to uczucie odwzajemnia. Od samego przyjazdu tutaj napotykaliśmy się na siebie. Na ulicy, w sklepie, przychodził do mojego domu, odwiedzał mnie w szpitalu. 3 miesiące temu w końcu zadał to pytanie na które tak długo czekałam. Od razu się zgodziłam. Jak ja go kocham. Mój Liam ;) Teraz siedzimy u niego w domu, w salonie. Objął mnie opiekuńczo ramionami. Nie zasługuję na niego, on tyle razy udowodnił że mnie kocha, a ja?
-Kocham cię- powiedziałam
-Ja ciebie bardziej- odrzekł i pocałował mnie we włosy
-Pamiętasz jak powiedzieliśmy naszym rodzinom że jesteśmy razem?
-Nigdy nie zapomnę wyrazu ich twarzy
-Sue ma cały czas do mnie żal o to że jestem zakochana w tobie. Chciałaby żeby Leah była na moim miejscu. Ale ona życzy nam szczęścia
-Nie przejmuj się swoją macochą. Jakby co to zamieszkasz u mnie
-Naprawdę bym mogła
-No pewnie. A poza tym nie powiedziałaś mi co takiego ci robi.
-Nie chcesz wiedzieć
-Myślałem że nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Powiedz mi, proszę- powiedział patrząc mi w oczy
-Żebyś później nie żałował. Wszystko się zaczęło jak wróciłam ze szpitala. Przed tym jeszcze była dla nie miła. Ale jakoś przed naszym rozpoczęciem związku- oboje się uśmiechnęliśmy- uderzyła mnie. Wtedy zwierzyłam jej się co do ciebie czyje. Powiedziała żebym zostawiła cię dla Leah, bo to ona ma być z tobą a nie ja. Poleciały też wyzwiska. Oczywiście nikt tego nie widział. Nie było też śladu. Od tamtej pory albo mnie wyzywa albo bije. Ja się jej boję Liam- rozpłakałam się a on przytulił mnie do swojej szerokiej piersi.
-Pamiętaj żę zawsze możesz przyjść ze wszystkim do mnie- oznajmił nadal przytulając mnie do siebie
-Kocham cię
-Ja ciebie też słońce moje- siedzieliśmy tak spleceni dopóki mama Liama - Miriam nie przyszła. Czyli do ok. 14.00. Musiałam pójść do domu, ale nie miałam jakoś ochoty. Odwiedziłam za to Renee.
-Cześć mamo- przywitałam się. Siedziała na leżaku, z tyłu domku, koło ogródka.
-Hej kochanie- powiedziała słabym głosem
-Mamo co ci jest? Jesteś na coś chora?
-Wiesz przecież że białaczka jest genetycznie coś tam, prawda? A Charlie jest zdrów jak ryba. To pzreze mnie chorujesz
-Białaczka cię zabije- odrzekłam słabym, płaczliwym głosem. - Czemu nic mi wcześniej nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię martwić. A poza tym była uśpiona. Nie byłaś u mnie 2 miesiące. Po twoim ostatnim wyjeżdzie zemdlałam i Phil zabrał mnie do szpitala. Dopiero od 2 tygodni jestem w domu.
-Tak bardzo mi przykro
-Nie martw się, nie jestem młoda to prawda. Ale dam radę.
-Gdzie Phil?
-W domu, chodzi gdzieś tam
-Za chwilę przyjdę, ok? Tylko nigdzie się nie ruszaj
-Dobrze, wróć zaraz- odrzekła. Ja weszłam do domu i skierowałam się w stronę schodów. Postanowiłam odwiedzić mojego ojczyma.
-Cześć Phil. Fajnie że opiekujesz się Renee- walnęłam prosto z mostu
-Hej młoda. Musiałem coś tylko sprawdzić
-czy ty nie rozumiesz że ona umiera?! Nie widzisz w jakim ona jest stanie?! Ślepy jesteś czy co? Tak bardzo ją kochasz że chcesz żeby umarła?!!
-Uspokój się bo usłyszy. I nie podważaj naszej miłości, bo nie ręczę za siebie. Dla niej już nie ma ratunku, został jej góra miesiąc życia. Chemia i naświetlania nie pomogły. Na przeszczep też już za pózno. A ja po prostu nie wiem co zrobić
-To chociaż spędzaj z nią jej ostatnie chwile. Niech te dni będą najszczęśliwszymi w jej życiu. To chyba możesz zrobić, co?- rozpłakałam się i wybiegłam z domu. Drogę do Charliego pokonałam biegiem, a były to 3 km. Cały czas szlochałam. Moja matka umiera, co ja mam zrobić? W kuchni byli wszyscy domownicy, ja wbiegłam do swojego pokoju i zakluczyłam go. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać w poduszkę. Co ja zrobię gdy zabraknie Renee? Ja przecież tak bardzo ją kocham
-Amy, co się stało?- usłyszałam głos mojej siostry za drzwiami. Martwiła się o mnie - otwórz drzwi, proszę
-Nie- odrzekłam płaczliwym głosem. Ale po 15 minutach uspokoiłam się na tyle żeby móc ją wpuścić. Po tym znowu skuliłam się na łóżku.
-Co się stało?- zapytała z troską w głosie. Nie odpowiedziałam- Będę tu siedzieć dopóki mi nie powiesz- kontynuowała. Ja na to wzruszyłam ramionami tylko. Usiadła obok mnie i przytuliła. Znów się rozpłakałam.
-Renee...umiera- wyjąkałam- Ma ... białaczkę. Tak jak ja- żadna z nas nic więcej już nie mówiła. Leah rozumiała mnie. Gdy się ściemniło zasnęłam. Na szczęście nic mi się nie śniło. Obudziłam się jak było jeszcze ciemno. Budzik wskazywał 6:00. Wyszukałam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Ubrana w sportowy dres wyszłam z domu aby pobiegać jak od niedawna miałam zwyczaj. Do domu wróciłam o 7:30. Wszyscy oprócz taty siedzieli przy kuchennym stole. Posłałam im lekki uśmiech i wróciłam do siebie.
-Amy, mogę wejść?- usłyszałam głos Setha zza drzwi.
-Jasne, chodż
-Paul zaproponował na jutro wyjazd do Seattle. Leah jedzie z nami. Chcesz też?
-A mogę zabrać Liama?
-Ok, czyli jedziesz?
-Pewnie.
Jego pogoda ducha poprawiła mi nastrój. Jutrzejszy dzień zapowiadał się świetnie. Już się nie mogę doczekać. Wszystkie moje troski poszły na chwilę w zapomnienie. Tylko nie wiedziałam co Sue knuje i że może już nie być odwrotu...
Rozdział z dedykacją dla ALICE SPENCER. Wiem, że była dosyć długa przerwa ale nie miałam trochę weny i problemy rodzinne też się pojawiły na horyzoncie. komentujcie!!!!
piątek, 21 lutego 2014
Rozdział 6- Ból
25.08.2003r. ok. 19:00
Gdy miesiąc temu zemdlałam na ulicy znalazła mnie przypadkowa kobieta i zadzwoniła po pogotowie. W szpitalu dowiedziałam się że mój koszmar sprzed 5 lat powrócił. Białaczka. Po tylu lekach i chemioterapiach została uśpiona ale nie na długo. Po ostatnich wydarzeniach: stresie, zmianie klimatu nie było odwrotu. Od tamtego czasu leżę na OIOM-ie, podłączona do kroplówek z prochami przeciwbólowymi. Samo oddychanie sprawia mi ból. Rodzice są przy mnie, ale to nie ich teraz potrzebuję najbardziej. Oczywiście nie powiem im że się zakochałam, bo pd razu zaczęłyby się gadki typu : ''jesteś w ciąży'' albo ''zabezpieczacie się?''. Nie widziałam Liama od czasu gdy przyszedł do domu Renee. muszę mu powiedzieć co do niego czuję.
Charlie wyremontował już poddasze jego domu i po wyjściu ze szpitala miały już na mnie tam czekać wszystkie moje rzeczy. Powinnam już zasypiać, ale leki nie robiły swojego. Mój ból niekiedy przez nie nawet się zwiększał. Chciałabym teraz leżeć w domu, gdzie nic by już mnie nie bolało. Domu przepełnionego miłością, a nie nienawiścią. Po długich rozmyślaniach w końcu zasnęłam zmęczona.
Następnego dnia rano, ok. 9:00
-Dzień dobry, panno Swan- powiedział dr. Grenady na porannym dyżurze.- mam dla ciebie wypis
-W końcu- oznajmiłam uradowana
-Rodzice czekają na korytarzu. Mogą wejść?- zapytał
-Tak, oczywiście
-To ja idę do kolejnych pacjentów- zakomunikował naszej trójce (mnie. Charliemu i Sue)
-Jak dobrze że już będziesz w domu. Zobaczysz spodoba ci się twój nowy pokój.- rzekł mój tata uradowany
-Pomogę ci się przebrać- zaoferowała się Sue
-To ja idę jakieś dokumenty podpisać
Załatwianie wszystkiego zajęło nam trochę czasu, bo siedzieliśmy w szpitalu di południa. Seth skakał z radości gdy przyjechaliśmy do domu. Leah trzymała się na dystans, ale się do mnie uśmiechnęła. Potem przyszedł czas na mój pokój. Był bardzo jasny, ściany były pomalowane na blady niebieski kolor. Od razu przypadł m do gustu
-I jak podoba ci się?- zapytał Seth
-Jasne, że tak. Dziękuję- zwróciłam się do rodziców.
-Pomagałem w remoncie- pochwalił się młody
-Urodzony budowlaniec
-Tak- zażartował.
-Zostawmy Amy samą, niech się rozpakuje, rozgości- oznajmiła Sue
-Pomogę ci, będę ci podawać ubrania a ty je układaj w szafkach- zaproponowała Leah
-Ok- odrzekłam jej z uśmiechem
-Seth jest bardzo optymistycznie nastawiony do świata
-Tak, on już tak ma
-A jak wam się układa w rodzeństwie?
-Kłócimy się, często nawet. ale rodziny się nie wybiera. Mam nadzieję że z tobą będę mogła się zaprzyjażnić
-Jasne że tak. Mogę cię o coś spytać?
-No bo Seth ciągle się śmieje, jest radosny. A Ty? Czemu jesteś taka przygnębiona?
-Sam ze mną zerwał ostatnio- zaczęła płakać
-Nie płacz. Jak nie ten to inny. On nie był ciebie wart. Zasługujesz na kogoś kto zawsze będzie przy Tobie, będzie dla ciebie oparciem.
-Dzięki siostrzyczko. A jaka była twoja adoptowana rodzina?
-Cullenowie? Tęsknię za nimi. Bardzo. Ostatni raz rozmawiałam przez telefon z moją siostrą Alice. Oni mnie kochali, a ja ich tak po prostu zostawiłam- smutno mi się zrobiło na ich wspomnienie.
-Nie smuć się. Chodź, mama już napewno zrobiła obiad.
-Ok, tylko torby trzeba też gdzieś upchnąć.
-Pod łóżko proponuje- zrobiłam jak powiedziała i zaczęłyśmy schodzić po schodach. Ale mój telefon znów zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz, nie znałam numeru. Ale gdzieś go już widziałam
-Hej, Amy. Tu Al. Dawno nie gadałyśmy.
-Tak, bardzo. Musisz mi wszystko wyjaśnić.- odrzekłam wychodząc w ciepły sierpniowy wieczór.
-Amy, musisz coś wiedzieć. Nie mogę się z Tobą kontaktować. Carlisle powiedział że tak będzie dla ciebie lepiej.
-Lepiej? Jeżeli się zabije to też będzie lepsze od kontaktowania się ze mną???!!!
-Uspokój się. Ciekawi cię pewnie co zobaczyłam miesiąc temu, prawda?
-Tak
-Jak leżałaś w szpitalu. pobita. Przez Sue. Przepraszam muszę kończyć.
-Alice, jak to? Ona nie jest taka. Nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła. Chociażby dla Charliego.- połączenie znów się urwało. Mam nadzieję że chociaż mnie wysłuchała do końca. Ale nie wiedziałam jak zinterpretować całą tą rozmowę. czy Cullenowie mnie nienawidzą? Czy Sue mogła być taka? Nie znam jej za dobrze przecież. Zabolało mnie to. muszę iść do domu, bo rodzice zaczną się niepokoić. Pózniej sobie wszystko przemyślę, na spokojnie. Schowałam telefon do kieszeni spodni. Skierowałam się w kierunku domu. Nawet nie zauważyłam że się oddaliłam od domu.
Taki urodzinkowy rozdział. Wczoraj skończyłam 17 lat ;) Komentujcie. przepraszam że taki krótki. Chciałam go dodać jak najszybciej ;D
Gdy miesiąc temu zemdlałam na ulicy znalazła mnie przypadkowa kobieta i zadzwoniła po pogotowie. W szpitalu dowiedziałam się że mój koszmar sprzed 5 lat powrócił. Białaczka. Po tylu lekach i chemioterapiach została uśpiona ale nie na długo. Po ostatnich wydarzeniach: stresie, zmianie klimatu nie było odwrotu. Od tamtego czasu leżę na OIOM-ie, podłączona do kroplówek z prochami przeciwbólowymi. Samo oddychanie sprawia mi ból. Rodzice są przy mnie, ale to nie ich teraz potrzebuję najbardziej. Oczywiście nie powiem im że się zakochałam, bo pd razu zaczęłyby się gadki typu : ''jesteś w ciąży'' albo ''zabezpieczacie się?''. Nie widziałam Liama od czasu gdy przyszedł do domu Renee. muszę mu powiedzieć co do niego czuję.
Charlie wyremontował już poddasze jego domu i po wyjściu ze szpitala miały już na mnie tam czekać wszystkie moje rzeczy. Powinnam już zasypiać, ale leki nie robiły swojego. Mój ból niekiedy przez nie nawet się zwiększał. Chciałabym teraz leżeć w domu, gdzie nic by już mnie nie bolało. Domu przepełnionego miłością, a nie nienawiścią. Po długich rozmyślaniach w końcu zasnęłam zmęczona.
Następnego dnia rano, ok. 9:00
-Dzień dobry, panno Swan- powiedział dr. Grenady na porannym dyżurze.- mam dla ciebie wypis
-W końcu- oznajmiłam uradowana
-Rodzice czekają na korytarzu. Mogą wejść?- zapytał
-Tak, oczywiście
-To ja idę do kolejnych pacjentów- zakomunikował naszej trójce (mnie. Charliemu i Sue)
-Jak dobrze że już będziesz w domu. Zobaczysz spodoba ci się twój nowy pokój.- rzekł mój tata uradowany
-Pomogę ci się przebrać- zaoferowała się Sue
-To ja idę jakieś dokumenty podpisać
Załatwianie wszystkiego zajęło nam trochę czasu, bo siedzieliśmy w szpitalu di południa. Seth skakał z radości gdy przyjechaliśmy do domu. Leah trzymała się na dystans, ale się do mnie uśmiechnęła. Potem przyszedł czas na mój pokój. Był bardzo jasny, ściany były pomalowane na blady niebieski kolor. Od razu przypadł m do gustu
-I jak podoba ci się?- zapytał Seth
-Jasne, że tak. Dziękuję- zwróciłam się do rodziców.
-Pomagałem w remoncie- pochwalił się młody
-Urodzony budowlaniec
-Tak- zażartował.
-Zostawmy Amy samą, niech się rozpakuje, rozgości- oznajmiła Sue
-Pomogę ci, będę ci podawać ubrania a ty je układaj w szafkach- zaproponowała Leah
-Ok- odrzekłam jej z uśmiechem
-Seth jest bardzo optymistycznie nastawiony do świata
-Tak, on już tak ma
-A jak wam się układa w rodzeństwie?
-Kłócimy się, często nawet. ale rodziny się nie wybiera. Mam nadzieję że z tobą będę mogła się zaprzyjażnić
-Jasne że tak. Mogę cię o coś spytać?
-No bo Seth ciągle się śmieje, jest radosny. A Ty? Czemu jesteś taka przygnębiona?
-Sam ze mną zerwał ostatnio- zaczęła płakać
-Nie płacz. Jak nie ten to inny. On nie był ciebie wart. Zasługujesz na kogoś kto zawsze będzie przy Tobie, będzie dla ciebie oparciem.
-Dzięki siostrzyczko. A jaka była twoja adoptowana rodzina?
-Cullenowie? Tęsknię za nimi. Bardzo. Ostatni raz rozmawiałam przez telefon z moją siostrą Alice. Oni mnie kochali, a ja ich tak po prostu zostawiłam- smutno mi się zrobiło na ich wspomnienie.
-Nie smuć się. Chodź, mama już napewno zrobiła obiad.
-Ok, tylko torby trzeba też gdzieś upchnąć.
-Pod łóżko proponuje- zrobiłam jak powiedziała i zaczęłyśmy schodzić po schodach. Ale mój telefon znów zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz, nie znałam numeru. Ale gdzieś go już widziałam
-Hej, Amy. Tu Al. Dawno nie gadałyśmy.
-Tak, bardzo. Musisz mi wszystko wyjaśnić.- odrzekłam wychodząc w ciepły sierpniowy wieczór.
-Amy, musisz coś wiedzieć. Nie mogę się z Tobą kontaktować. Carlisle powiedział że tak będzie dla ciebie lepiej.
-Lepiej? Jeżeli się zabije to też będzie lepsze od kontaktowania się ze mną???!!!
-Uspokój się. Ciekawi cię pewnie co zobaczyłam miesiąc temu, prawda?
-Tak
-Jak leżałaś w szpitalu. pobita. Przez Sue. Przepraszam muszę kończyć.
-Alice, jak to? Ona nie jest taka. Nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła. Chociażby dla Charliego.- połączenie znów się urwało. Mam nadzieję że chociaż mnie wysłuchała do końca. Ale nie wiedziałam jak zinterpretować całą tą rozmowę. czy Cullenowie mnie nienawidzą? Czy Sue mogła być taka? Nie znam jej za dobrze przecież. Zabolało mnie to. muszę iść do domu, bo rodzice zaczną się niepokoić. Pózniej sobie wszystko przemyślę, na spokojnie. Schowałam telefon do kieszeni spodni. Skierowałam się w kierunku domu. Nawet nie zauważyłam że się oddaliłam od domu.
Taki urodzinkowy rozdział. Wczoraj skończyłam 17 lat ;) Komentujcie. przepraszam że taki krótki. Chciałam go dodać jak najszybciej ;D
środa, 19 lutego 2014
Rozdział V- chłopak
Około roku później
Tak jak to przewidziała Alice w końcu przeprowadziłam się do Forks za namową biologicznych rodziców. Jak na razie mieszkam u Renee bo mój ojciec specjalnie musiał wyremontować poddasze abym miała swój pokój. Zabrałam prawie wszystkie rzeczy z mojego starego domu: laptop, ubrania, dosłownie wszystko. Czuję pustkę, że nie ma Cullenów przy mnie. Brakuje mi dźwięcznego śmiechu Alice, tubalnego Emmetta, zakupów z Rose i Bree, komentarzy na temat sportu Rileya i Jazza. Ale najbardziej rodziców: Carlisle'a i Esme. Zawsze mnie wspierali bez względu nas okoliczności.
Gdy mieszkałam w Denali chłopak który przyśnił mi się pierwszej nocy po powrocie do domu od tamtego czasu śnił mi się co noc. Jak gdyby to on namawiał mnie do przeprowadzki. Co noc ten sam sen i ta sama sceneria.
Około pół roku po mojej reemigracji tato opowiedział nam historię Belli, jak się dowiedziałam mojej siostry. Ze względu na mój stan nie chciał tego robić ale go przekonałam.
-Spotkaliśmy ją gdy mieszkaliśmy poniekąd w Ameryce Południowej- opowiadał- Była człowiekiem, w zaawansowanej ciąży. był to około 7 miesiąc. zobaczyłem ją w szpitalu, szła na badanie USG. kilka tygodni później znalazłem ja na obrzeżach miasta. Wyczułem krew. Leżała zakrwawiona, a na szyi miała ślad po ugryzieniu wampira. Przemiana jeszcze się nie zaczęła, ale była blisko.Dziewczyna zaczynała krzyczeć. Nie moglem nic zrobić, oprócz uratowania dziecka. Ale dziecko też miało w swoim krwioobiegu jad. trwało w letargu dopóki matka się nie wybudziła. Renesmee była pół-człowiekiem, pół-wampirem i nie groziła nam interwencja Volturi. Zadzwoniłem po Esme i Edwarda aby do mnie przybiegli pomóc. Esme zabrała małą do domu, a my wzięliśmy Bells na polowanie. Jak się później okazało ona była wcześniej zakochana w nim ale to uczucie było krótkotrwałe, po przemianie zniknęło. Tylko to wszystko rozdzieliło naszą rodzinę. Kilka miesięcy przed odejściem spotkali Jacoba we trójkę gdy byli na polowaniu. Był w postaci wilka. od razu widział tylko Nessie. Został z nią, a później także uciekł. -dokończył. Teraz nikt nie był taki sam, Bree i Riley powiedzieli że idą do swoich pokojów. A nasza rodzina wampirów przypominała teraz bardziej posagi niż ludzi. Moi bracia oddali się swojej ulubionej rozrywce- zakładzie. Ja poszłam w ślady mojego ludzkiego rodzeństwa. Miałam zamiar przeczytać zaległą lekturę. Ale za mną poszedł Carlisle i usiadł na krześle które stało koło mojego biurka. Chyba miał mi coś ważnego do zakomunikowania...
-Nie możesz ich cały czas ignorować- zaczął kolejny raz o tym samym
-To moja sprawa co ja z tym zrobię
-Amy....
-Przestań, bo nie chce mi się po raz kolejny tego wysłuchiwać. Jeżeli mnie zostawili gdy byłam mała to co zrobią teraz?
-Oni się zmienili.
-Nie wiesz tego. A jeżeli już to na gorsze.
-Wiesz dobrze że nie poddadzą się tak szybko. A jak będą chcieli cie porwać
-To coś wymyślę. A poza tym to wiem jak o siebie zadbać
Oboje nie dawaliśmy za wygraną. Siedziałam właśnie w jednym z pustych pokoi mojej biologicznej matki. Przypomniały mi się wszystkie głupie sprzeczki z moją rodziną, wszystkie zabawy i żarty chłopaków. Podczas ostatnich kilku lat spotykałam się wielokrotnie z Sue, Ale moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam kto to może być. Otworzyłam je. Przed nimi stał ciemnowłosy chłopak, podobny do mojego brata- Edwarda. Musiałam zadrzeć głowę aby zobaczyć jrgo twarz. Był wysoki, wyższy ode mnie o głowę
-Cześć, jestem Liam Bewley. będziemy sąsiadami-przywitał się z szelmowskim uśmiechem na twarzy
-Hej, Amy Cullen. Wejdziesz?
-Jasne, Cullen?
-Tak. wolę używać nazwiska moich adoptowanych rodziców.
-I jak ci się podoba w Forks?
-Podobno jest deszczowo, nie lubię takiej pogody. Kocham słońce, choć nie lubię gdy jest parno- uśmiechnęłam się nieśmiało
-Chcesz coś do picia może?- zapytałam z grzeczności
-Nie, dziękuję- odrzekł. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Nie wiedziałam kto to. numer na wyświetlaczu nic mi nie mówił.
-Przepraszam, muszę odebrać
-Ok, zaczekam- powiedział. po czym wyszłam do kuchni i odebrałam
-Amy? To ty?
-Alice? Zmieniłaś numer? Coś się stało?
-tak, miałam wizję na temat tego chłopaka i ciebie. Nie możesz z nim być. Bo już nie będzie odwrotu
-Jak to? Dlaczego? Al, co widziałaś?- przypomniał mi się mój sen sprzed roku. Czy to jednak prawda? W słuchawce zaległa głucha cisza. Moja siostra miała wizję. Po minucie zaczęłam się niepokoić. I połączenie się urwało. Gdy wbiegłam do salonu Liam akurat wychodził bo jego mama potrzebuje pomocy.
-To do zobaczenia
-Tak, tak. na razie- potem próbowałam się dodzwonić do chochlika ale nic z tego. Włączała się poczta głosowa. Postanowiłam że się przejdę. Idąc wzdłuż ulicy nadal się zastanawiałam co Alice mogła zobaczyć. Po kilku minutach zaczęło mi się kręcić w głowie i póżniej była już tylko ciemność. Chyba zemdlałam. Genialnie.....
Oto nowy rozdział. Proszę komentujcie. To jest motywacją dla mnie. Inaczej zawieszę tego bloga ....
przyjmuję nawet hejty
Tak jak to przewidziała Alice w końcu przeprowadziłam się do Forks za namową biologicznych rodziców. Jak na razie mieszkam u Renee bo mój ojciec specjalnie musiał wyremontować poddasze abym miała swój pokój. Zabrałam prawie wszystkie rzeczy z mojego starego domu: laptop, ubrania, dosłownie wszystko. Czuję pustkę, że nie ma Cullenów przy mnie. Brakuje mi dźwięcznego śmiechu Alice, tubalnego Emmetta, zakupów z Rose i Bree, komentarzy na temat sportu Rileya i Jazza. Ale najbardziej rodziców: Carlisle'a i Esme. Zawsze mnie wspierali bez względu nas okoliczności.
Gdy mieszkałam w Denali chłopak który przyśnił mi się pierwszej nocy po powrocie do domu od tamtego czasu śnił mi się co noc. Jak gdyby to on namawiał mnie do przeprowadzki. Co noc ten sam sen i ta sama sceneria.
Około pół roku po mojej reemigracji tato opowiedział nam historię Belli, jak się dowiedziałam mojej siostry. Ze względu na mój stan nie chciał tego robić ale go przekonałam.
-Spotkaliśmy ją gdy mieszkaliśmy poniekąd w Ameryce Południowej- opowiadał- Była człowiekiem, w zaawansowanej ciąży. był to około 7 miesiąc. zobaczyłem ją w szpitalu, szła na badanie USG. kilka tygodni później znalazłem ja na obrzeżach miasta. Wyczułem krew. Leżała zakrwawiona, a na szyi miała ślad po ugryzieniu wampira. Przemiana jeszcze się nie zaczęła, ale była blisko.Dziewczyna zaczynała krzyczeć. Nie moglem nic zrobić, oprócz uratowania dziecka. Ale dziecko też miało w swoim krwioobiegu jad. trwało w letargu dopóki matka się nie wybudziła. Renesmee była pół-człowiekiem, pół-wampirem i nie groziła nam interwencja Volturi. Zadzwoniłem po Esme i Edwarda aby do mnie przybiegli pomóc. Esme zabrała małą do domu, a my wzięliśmy Bells na polowanie. Jak się później okazało ona była wcześniej zakochana w nim ale to uczucie było krótkotrwałe, po przemianie zniknęło. Tylko to wszystko rozdzieliło naszą rodzinę. Kilka miesięcy przed odejściem spotkali Jacoba we trójkę gdy byli na polowaniu. Był w postaci wilka. od razu widział tylko Nessie. Został z nią, a później także uciekł. -dokończył. Teraz nikt nie był taki sam, Bree i Riley powiedzieli że idą do swoich pokojów. A nasza rodzina wampirów przypominała teraz bardziej posagi niż ludzi. Moi bracia oddali się swojej ulubionej rozrywce- zakładzie. Ja poszłam w ślady mojego ludzkiego rodzeństwa. Miałam zamiar przeczytać zaległą lekturę. Ale za mną poszedł Carlisle i usiadł na krześle które stało koło mojego biurka. Chyba miał mi coś ważnego do zakomunikowania...
-Nie możesz ich cały czas ignorować- zaczął kolejny raz o tym samym
-To moja sprawa co ja z tym zrobię
-Amy....
-Przestań, bo nie chce mi się po raz kolejny tego wysłuchiwać. Jeżeli mnie zostawili gdy byłam mała to co zrobią teraz?
-Oni się zmienili.
-Nie wiesz tego. A jeżeli już to na gorsze.
-Wiesz dobrze że nie poddadzą się tak szybko. A jak będą chcieli cie porwać
-To coś wymyślę. A poza tym to wiem jak o siebie zadbać
Oboje nie dawaliśmy za wygraną. Siedziałam właśnie w jednym z pustych pokoi mojej biologicznej matki. Przypomniały mi się wszystkie głupie sprzeczki z moją rodziną, wszystkie zabawy i żarty chłopaków. Podczas ostatnich kilku lat spotykałam się wielokrotnie z Sue, Ale moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam kto to może być. Otworzyłam je. Przed nimi stał ciemnowłosy chłopak, podobny do mojego brata- Edwarda. Musiałam zadrzeć głowę aby zobaczyć jrgo twarz. Był wysoki, wyższy ode mnie o głowę
-Cześć, jestem Liam Bewley. będziemy sąsiadami-przywitał się z szelmowskim uśmiechem na twarzy
-Hej, Amy Cullen. Wejdziesz?
-Jasne, Cullen?
-Tak. wolę używać nazwiska moich adoptowanych rodziców.
-I jak ci się podoba w Forks?
-Podobno jest deszczowo, nie lubię takiej pogody. Kocham słońce, choć nie lubię gdy jest parno- uśmiechnęłam się nieśmiało
-Chcesz coś do picia może?- zapytałam z grzeczności
-Nie, dziękuję- odrzekł. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Nie wiedziałam kto to. numer na wyświetlaczu nic mi nie mówił.
-Przepraszam, muszę odebrać
-Ok, zaczekam- powiedział. po czym wyszłam do kuchni i odebrałam
-Amy? To ty?
-Alice? Zmieniłaś numer? Coś się stało?
-tak, miałam wizję na temat tego chłopaka i ciebie. Nie możesz z nim być. Bo już nie będzie odwrotu
-Jak to? Dlaczego? Al, co widziałaś?- przypomniał mi się mój sen sprzed roku. Czy to jednak prawda? W słuchawce zaległa głucha cisza. Moja siostra miała wizję. Po minucie zaczęłam się niepokoić. I połączenie się urwało. Gdy wbiegłam do salonu Liam akurat wychodził bo jego mama potrzebuje pomocy.
-To do zobaczenia
-Tak, tak. na razie- potem próbowałam się dodzwonić do chochlika ale nic z tego. Włączała się poczta głosowa. Postanowiłam że się przejdę. Idąc wzdłuż ulicy nadal się zastanawiałam co Alice mogła zobaczyć. Po kilku minutach zaczęło mi się kręcić w głowie i póżniej była już tylko ciemność. Chyba zemdlałam. Genialnie.....
Oto nowy rozdział. Proszę komentujcie. To jest motywacją dla mnie. Inaczej zawieszę tego bloga ....
przyjmuję nawet hejty
środa, 29 stycznia 2014
Rozdział IV- Powrot
Po prawie całej nie przespanej dobie znów byłam w swoim domu,
wśród ludzi którzy mnie kochają. Alice jak spalam w Forks chyba
powiedziała naszym rodzicom co się stało, bo dziwnie reagowali gdy po
raz pierwszy na lotnisku ich ujrzałam. Dlaczego oni mi to robią, powinni
wiedzieć że nie chce ich zostawić. Kocham ich. według mnie Swanowie
wogóle nie istnieją. Chciałam zacząć życie od początku, żyć tak jakbym
nie pojechała do taj malej mieściny. Po tych rozmyślaniach szybko
usnęłam. Śniło mi się że przeprowadziłam się do domu Charliego i Sue.
Kobieta traktowała mnie jak śmiecia, a po 5 miesiącach uciekłam z tego
domu. Nie miałam gdzie się podziać, a Cullenowie już napewno nie
mieszkali w Denali. Wtem pojawił się jakiś chłopak, którego nie znałam
imienia. Pomógł mi. Kolejna scena: ja w ciąży a ten chłopak koło mnie,
podtrzymujący mnie na duchu nadal bez mojej przyszywanej rodziny.
Obudziłam się nagle zlana potem, koszmar! Popatrzyłam na budzik na mojej
szafce nocnej. Była 5:30. Podjęłam decyzję że już i tak nie usnę, więc
wstałam z łóżka z zamiarem pójścia do łazienki aby się odświeżyć. Po
około 30 minutach byłam gotowa i zeszłam na dół. Tam zobaczyłam tylko
Emmetta i Jaspera oglądających coś głupiego w tv.
-Hej- powiedziałam wchodząc do kuchni
-Siema mała, myślałem że nie wstaniesz tak szybko. Ranny ptaszek- odrzekł mi misiek rechocząc się
-Jakoś nie mogłam zasnąć jak już się obudziłam- oznajmiłam mu rzucając w niego poduszką fotela
-Chcesz bitwę na poduszki, proszę bardzo- rzekł po czym nią we mnie odrzucił
-Przestań, bo nie mam nastroju- zakomunikowałam mu odkładając ją na swoje miejsce
-Okej, okej. Już nie będę.
-Gdzie wszyscy?- spytałam się po kilkunastu minutach gdy już zjadłam bardzo wczesne śniadanie
-Bree i Riley śpią (są jeszcze ludźmi, dar Belli działa na wampirzyce, ale ich dzieci n9ie będą wampirami, ciąża trwa 9 miesięcy ), Esme i Carlisle na polowaniu,a nasza dziewczyny pobiegły do Tanyi- odrzekł mi Jasper. Po tym usiadłam na fotelu w salonie i oparłam głowę o oparcie. Byłam pewna że nie zasnę, ale stało się inaczej. Obudziłam się jak Emmett niósł mnie na rękach do mojego pokoju. Jeszcze zdążyłam się go spyta która godzina jak wychodził. Odpowiedział mi że 7:00. Obudziłam się ok. 3 godziny później, koło mojego łóżka na podłodze siedziała Alice.
-Hej, jak się spało?- zaczęła
-Cześć, dobrze. Dziękuję. Czemu tu jesteś?
-Musimy porozmawiać... o twoich biologicznych rodzicach- odrzekła
-Nie będę o nich z nikim rozmawia- powiedziałam wzburzona
-Widziałam w wizji że się wyprowadziłaś od nas i zamieszkałaś u Charliego i Sue
-Przecież wiesz że bym was nie zostawiła. To wy jesteście moją rodziną. Prawdziwi rodzice nie zostawiają swojego dziecka na lotnisku. A oni tak właśnie zrobili. Nienawidzę ich
-Zrozum ich, to był wypadek.
-Wypadek który mnie prawie kosztował życie. Mam szczęście że ktoś wogóle mnie znalazł.
-Jest jeszcze jedna rzecz o której ci muszę powiedzieć- popatrzyła na mnie z mina niewiniątka
-Tak?
-To ja z Jazzem cię wtedy znaleźliśmy, i nie pozwoliliśmy cię odnieś do szpitala, ani nigdzie indziej.
-Kochana jesteś. Naprawdę? Jesteś moją ukochaną siostrzyczką.
-Wiem, jedziemy na zakupy?
-A muszę?
-Tak
-No to już wtedy pojadę, ale tylko dla ciebie- oznajmiłam, musiałam sobie wszystko przemyśleć. Wizja Alice i mój sen były prawie takie same. Co to mogło oznaczać? Nie mogłam jej tego powiedzie, nie wiem jak zareaguje. Narazie to zostawię dla siebie. muszę się przygotować na całodniową wyprawę do miasta na zakupy.
-Hej- powiedziałam wchodząc do kuchni
-Siema mała, myślałem że nie wstaniesz tak szybko. Ranny ptaszek- odrzekł mi misiek rechocząc się
-Jakoś nie mogłam zasnąć jak już się obudziłam- oznajmiłam mu rzucając w niego poduszką fotela
-Chcesz bitwę na poduszki, proszę bardzo- rzekł po czym nią we mnie odrzucił
-Przestań, bo nie mam nastroju- zakomunikowałam mu odkładając ją na swoje miejsce
-Okej, okej. Już nie będę.
-Gdzie wszyscy?- spytałam się po kilkunastu minutach gdy już zjadłam bardzo wczesne śniadanie
-Bree i Riley śpią (są jeszcze ludźmi, dar Belli działa na wampirzyce, ale ich dzieci n9ie będą wampirami, ciąża trwa 9 miesięcy ), Esme i Carlisle na polowaniu,a nasza dziewczyny pobiegły do Tanyi- odrzekł mi Jasper. Po tym usiadłam na fotelu w salonie i oparłam głowę o oparcie. Byłam pewna że nie zasnę, ale stało się inaczej. Obudziłam się jak Emmett niósł mnie na rękach do mojego pokoju. Jeszcze zdążyłam się go spyta która godzina jak wychodził. Odpowiedział mi że 7:00. Obudziłam się ok. 3 godziny później, koło mojego łóżka na podłodze siedziała Alice.
-Hej, jak się spało?- zaczęła
-Cześć, dobrze. Dziękuję. Czemu tu jesteś?
-Musimy porozmawiać... o twoich biologicznych rodzicach- odrzekła
-Nie będę o nich z nikim rozmawia- powiedziałam wzburzona
-Widziałam w wizji że się wyprowadziłaś od nas i zamieszkałaś u Charliego i Sue
-Przecież wiesz że bym was nie zostawiła. To wy jesteście moją rodziną. Prawdziwi rodzice nie zostawiają swojego dziecka na lotnisku. A oni tak właśnie zrobili. Nienawidzę ich
-Zrozum ich, to był wypadek.
-Wypadek który mnie prawie kosztował życie. Mam szczęście że ktoś wogóle mnie znalazł.
-Jest jeszcze jedna rzecz o której ci muszę powiedzieć- popatrzyła na mnie z mina niewiniątka
-Tak?
-To ja z Jazzem cię wtedy znaleźliśmy, i nie pozwoliliśmy cię odnieś do szpitala, ani nigdzie indziej.
-Kochana jesteś. Naprawdę? Jesteś moją ukochaną siostrzyczką.
-Wiem, jedziemy na zakupy?
-A muszę?
-Tak
-No to już wtedy pojadę, ale tylko dla ciebie- oznajmiłam, musiałam sobie wszystko przemyśleć. Wizja Alice i mój sen były prawie takie same. Co to mogło oznaczać? Nie mogłam jej tego powiedzie, nie wiem jak zareaguje. Narazie to zostawię dla siebie. muszę się przygotować na całodniową wyprawę do miasta na zakupy.
Rozdział III- ważne spotkanie
10 godzin później
Za nami była cala droga od naszego domu do tej małej mieściny. Jechałam samochodem z moimi siostrami- Rose i Al. Byłam coraz bardziej zdenerwowana. Padał deszcz. Dziewczyny mi mówiły że jest to najbardziej deszczowa cześć stanu USA.
-Jesteśmy na miejscu- powiedziała Rosalie stając na podjeździe jakiegoś białego domu. Z zewnątrz wyglądał nawet całkiem ładnie. - Ja pójdę na małe polowanie, a ty pójdziesz z Al do domu
-Ok- przytaknęłam, strach ściskał mi gardło
-Jesteś gotowa?- zapytała Alice, gdy nasza siostra już znikła nam z oczu
-Nie za bardzo ale możemy iść- uśmiechnęłam się blado
-No to chodźmy- powiedziała i obie zaczęłyśmy iść w stronę domu-Będzie dobrze
Zanim podeszłyśmy do drzwi oboje otworzyli nam je.
-Witamy, ty pewnie jesteś Amy?- powiedziała kobieta
-Tak, a to jest moja siostra Alice- powiedziałam i wskazałam na nią
-Dzień dobry państwu- przywitała się chochlica z grzecznością na którą oni według mnie nie zasługiwali. Ciekawe jak to się stało że już z nimi nie mieszkam. Zostawili mnie w szpitalu czy wyrzucili mnie do śmietnika? Tyle pytań cisnęło mi się do głowy. tymczasem weszliśmy do salonu i siadałyśmy na kanapie gdy Renee znowu zabrała głos:
-Chcecie może coś do picia, kawę, herbatę?
-Nie, podziękujemy- odrzekłam jej- Jak to się stało?- kontynuowałam z nutą agresji w głosie
-Przypadkiem, na lotnisku, przez jakąś głupią sprzeczkę. Po urodzeniu ciebie kłótnie w naszym domu wybuchały praktycznie co chwilę o bzdety. Nie układało nam się w tym czasie. Po twoim zagubieniu rozwiedliśmy się, wiedzieliśmy już że to nie było to.- zakomunikował mi Charlie.- Przepraszamy za to ile wycierpiałaś przez nas
-jak dobrze że moja rodzina nie jest taka jak wy. Moi rodzice są odpowiedzialni nie tak jak wy, nie chcę was znać!- odrzekłam im i wybiegłam. Moja siostra szybko mnie złapała, bo i tak już nic nie widziałam rzez łzy. nie wiedziałam po co żyję. Po co mi moi biologiczni rodzice jeżeli oni nigdy mnie nie kochali? Zapamiętałam tylko ze gdy wysiadłyśmy z samochodu opierając się na Alice weszłam po kilku minutach do jakiegoś ciemnego pokoju a moja siostra położyła mnie na łóżku i przykryła kocem żebym nie zmarzła. Gdy się obudziłam za oknem było ciemno a podświetlany budzik na nocnej szafce wskazywał na 2:30. Wyszłam do drugiego pokoju. Al oglądała tv. Rose jeszcze nie było
-Hej, już się wyspałaś?
-Tak, Rosalie jeszcze nie wróciła?
-Nie, powiedziała że jak skończy polować to zorganizuje powrót dla nas
-Dzwoniła?
-Jak spałaś, wczoraj wieczorem.- chyba się bała do mnie mówić
-Kiedy wyjazd?- to było nieuniknione
-Dzisiaj jeszcze, może jutro
-Przepraszam za to jak się zachowałam, nie wiem co we mnie wstąpiło
-To nie twoja wina- powiedziała przytulając mnie- A teraz idź do łazienki się odświeżyć i razem poczekamy na naszą siostrę, ok?
-Ok- zgodziłam się i poszłam powolnym krokiem się trochę ogarnąć
Za nami była cala droga od naszego domu do tej małej mieściny. Jechałam samochodem z moimi siostrami- Rose i Al. Byłam coraz bardziej zdenerwowana. Padał deszcz. Dziewczyny mi mówiły że jest to najbardziej deszczowa cześć stanu USA.
-Jesteśmy na miejscu- powiedziała Rosalie stając na podjeździe jakiegoś białego domu. Z zewnątrz wyglądał nawet całkiem ładnie. - Ja pójdę na małe polowanie, a ty pójdziesz z Al do domu
-Ok- przytaknęłam, strach ściskał mi gardło
-Jesteś gotowa?- zapytała Alice, gdy nasza siostra już znikła nam z oczu
-Nie za bardzo ale możemy iść- uśmiechnęłam się blado
-No to chodźmy- powiedziała i obie zaczęłyśmy iść w stronę domu-Będzie dobrze
Zanim podeszłyśmy do drzwi oboje otworzyli nam je.
-Witamy, ty pewnie jesteś Amy?- powiedziała kobieta
-Tak, a to jest moja siostra Alice- powiedziałam i wskazałam na nią
-Dzień dobry państwu- przywitała się chochlica z grzecznością na którą oni według mnie nie zasługiwali. Ciekawe jak to się stało że już z nimi nie mieszkam. Zostawili mnie w szpitalu czy wyrzucili mnie do śmietnika? Tyle pytań cisnęło mi się do głowy. tymczasem weszliśmy do salonu i siadałyśmy na kanapie gdy Renee znowu zabrała głos:
-Chcecie może coś do picia, kawę, herbatę?
-Nie, podziękujemy- odrzekłam jej- Jak to się stało?- kontynuowałam z nutą agresji w głosie
-Przypadkiem, na lotnisku, przez jakąś głupią sprzeczkę. Po urodzeniu ciebie kłótnie w naszym domu wybuchały praktycznie co chwilę o bzdety. Nie układało nam się w tym czasie. Po twoim zagubieniu rozwiedliśmy się, wiedzieliśmy już że to nie było to.- zakomunikował mi Charlie.- Przepraszamy za to ile wycierpiałaś przez nas
-jak dobrze że moja rodzina nie jest taka jak wy. Moi rodzice są odpowiedzialni nie tak jak wy, nie chcę was znać!- odrzekłam im i wybiegłam. Moja siostra szybko mnie złapała, bo i tak już nic nie widziałam rzez łzy. nie wiedziałam po co żyję. Po co mi moi biologiczni rodzice jeżeli oni nigdy mnie nie kochali? Zapamiętałam tylko ze gdy wysiadłyśmy z samochodu opierając się na Alice weszłam po kilku minutach do jakiegoś ciemnego pokoju a moja siostra położyła mnie na łóżku i przykryła kocem żebym nie zmarzła. Gdy się obudziłam za oknem było ciemno a podświetlany budzik na nocnej szafce wskazywał na 2:30. Wyszłam do drugiego pokoju. Al oglądała tv. Rose jeszcze nie było
-Hej, już się wyspałaś?
-Tak, Rosalie jeszcze nie wróciła?
-Nie, powiedziała że jak skończy polować to zorganizuje powrót dla nas
-Dzwoniła?
-Jak spałaś, wczoraj wieczorem.- chyba się bała do mnie mówić
-Kiedy wyjazd?- to było nieuniknione
-Dzisiaj jeszcze, może jutro
-Przepraszam za to jak się zachowałam, nie wiem co we mnie wstąpiło
-To nie twoja wina- powiedziała przytulając mnie- A teraz idź do łazienki się odświeżyć i razem poczekamy na naszą siostrę, ok?
-Ok- zgodziłam się i poszłam powolnym krokiem się trochę ogarnąć
Rozdział II - Niespodzianka
2 tygodnie później
z perspektywy Carlisle'a
Jest ok. 15:10. Akurat jadę z moją córką Amy po pracy do domu. Dopiero dzisiaj jej lekarz prowadzący wypisał ją ze szpitala. Po raz kolejny. Znam ją dobrze i wiem że ona nie znosi szpitali po tym co przeszła. Lekarze za późno wykryli u niej chorobę, a ja nie mogłem nic zrobić. Miała wtedy dopiero 8 lat, była za mała aby przejść przemianę. To był trudny okres dla mnie i Esme gdy ona po złej diagnozie zapadła w śpiączkę na 6 miesięcy. Ale teraz Amy jest szczęśliwa wiedząc że w końcu zobaczy swoje rodzeństwo.
Jakieś 15 minut później
Akurat wysiadaliśmy z moją córką z samochodu. Podeszłem do niej i pomogłem jej wstać. Miała problemy z prawą nogą, gdyż była gimnastyczką, upadła podczas wysokości i połamała wtedy ją w kilku miejscach.
Przybiegła Alice, jak ją znam już pewnie chce się wybrać na zakupy albo ma inny "fajny" pomysł.
-Cześć Amy. W końcu jesteście-przywitała się z nią i ją przytuliła.
-Hej. Też miło cię widzieć-spojrzała na nią podejrzanie. Wyczuwała jakiś podstęp tak samo jak ja.
-Mam dla ciebie niespodziankę-powiedział chochlik i zawołał Rosalie
-To ja już lepiej pójdę przywitać się z Esme- powiedziałem patrząc na Amy współczująco i wyszedłem z garażu
z perspektywy Amy
Weszłam do domu z Alice i Rosalie. Pytałam je co dla mnie mają, ale nie chciały mi powiedzieć. Mówiły że tym razem to nie są zakupy. Nie wiedziałam o co im może chodzić.
-Idż się przebierz a my tu poczekamy, na dole- powiedziały u podnóża schodów po tym jak wszyscy się ze mną przywitali w salonie. Bree i Riley byli trochę przygnębieni bo nie było już z nami Nessie i Belli. Poszłam szybko na górę i się przebrałam, nałożyłam lekki makijaż, przełożyłam telefon i portfel do torebki i byłam gotowa po około 20 minutach. Zajrzałam w lustro, wyglądałam calkiem normalnie w dżinsach i bluzce z długim rękawem. Mój ulubiony płaszcz przełożyłam na ręce i wyszłam ze swojego pokoju.
-Jestem gotowa- powiedziałam do Rose schodząc po schodach. Alice już nie było z nią
-Czeka w samochodzie-powiedział Jasper wchodząc do domu.
-Ok, to my już pójdziemy, do zobaczenia wszystkim- powiedziała Rose i wyszłyśmy do auta
-Nadal jesteś ciekawa gdzie jedziemy?-powiedziała Alice po 30 minutach paplaniny z Rose
-A jak myślisz?- spytałam retorycznie z uśmiechem na twarzy
-Dobra powiemy ci, ale się nie denerwuj, ok?
-To powiecie mi w końcu gdzie mnie wieziecie?- spytałam zniecierpliwiona
-Znalazłyśmy twoich rodziców- twarz mi zastygła w bezruchu, miałam chaos w głowie. Po tych kilku latach poszukiwania w końcu będę mogła ich zobaczyć. - Mieszkają w Forks, takiej małej miejscowości w stanie Waszyngton.
-Dziękuję wam!- przytuliłam obie, byłam pełna obaw co do tego spotkania.- Jak wy tego dokonałyście? To było prawie niemożliwe.
-Edward akurat znalazł się przypadkiem tam i natknął się na twoje dawne nazwisko więc do nas zadzwonił.
-Czemu mi nic wcześniej nie powiedziałyście?
-Chciałyśmy ci zrobi niespodziankę- usprawiedliwiła się Rose
-Chcesz coś więcej wiedzieć o nich?
-No jasne że tak- powiedziałam z radością
-Twój tata to Charlie Swan, a mama to Renee Dwyer. Są rozwiedzeni. ona związała się z Philem Dwyer'em, nie mają dzieci. On ma dzieci z Sue Clearwater: Leah i Setha.
-Jeszcze raz wam bardzo dziękuje!- powiedziałam do nich i po jakimś czasie zasnęłam na ramieniu Rosalie która siedziała obok mnie. Po jakimś czasie ktoś mną potrząsnął. To była Alice, która mnie budziła właśnie bo dojechałyśmy już na lotnisko. Po kilkunastu minutach siedziałyśmy w samolocie, moje siostry zaczęły już wymyślać nowe plany co chciałyby kupić w jakimś ciekawym centrum handlowym. mnie to zbytnio nie interesowało, więc znowu zasnęłam. Przez moją chorobę bardzo dużo sypiałam, miałam zwiększony apetyt. Z Anchorange do Seattle była długa droga, potem już tylko samochodem do Forks i już niedługo czekało mnie spotkanie z moją biologiczną rodziną.
-A Carlisle i Esme o wszystkim wiedzą?- spytalam się dziewczyn jeszcze zanim zasnęłam.
-Oczywiście że tak- odp. mi Alice
z perspektywy Carlisle'a
Jest ok. 15:10. Akurat jadę z moją córką Amy po pracy do domu. Dopiero dzisiaj jej lekarz prowadzący wypisał ją ze szpitala. Po raz kolejny. Znam ją dobrze i wiem że ona nie znosi szpitali po tym co przeszła. Lekarze za późno wykryli u niej chorobę, a ja nie mogłem nic zrobić. Miała wtedy dopiero 8 lat, była za mała aby przejść przemianę. To był trudny okres dla mnie i Esme gdy ona po złej diagnozie zapadła w śpiączkę na 6 miesięcy. Ale teraz Amy jest szczęśliwa wiedząc że w końcu zobaczy swoje rodzeństwo.
Jakieś 15 minut później
Akurat wysiadaliśmy z moją córką z samochodu. Podeszłem do niej i pomogłem jej wstać. Miała problemy z prawą nogą, gdyż była gimnastyczką, upadła podczas wysokości i połamała wtedy ją w kilku miejscach.
Przybiegła Alice, jak ją znam już pewnie chce się wybrać na zakupy albo ma inny "fajny" pomysł.
-Cześć Amy. W końcu jesteście-przywitała się z nią i ją przytuliła.
-Hej. Też miło cię widzieć-spojrzała na nią podejrzanie. Wyczuwała jakiś podstęp tak samo jak ja.
-Mam dla ciebie niespodziankę-powiedział chochlik i zawołał Rosalie
-To ja już lepiej pójdę przywitać się z Esme- powiedziałem patrząc na Amy współczująco i wyszedłem z garażu
z perspektywy Amy
Weszłam do domu z Alice i Rosalie. Pytałam je co dla mnie mają, ale nie chciały mi powiedzieć. Mówiły że tym razem to nie są zakupy. Nie wiedziałam o co im może chodzić.
-Idż się przebierz a my tu poczekamy, na dole- powiedziały u podnóża schodów po tym jak wszyscy się ze mną przywitali w salonie. Bree i Riley byli trochę przygnębieni bo nie było już z nami Nessie i Belli. Poszłam szybko na górę i się przebrałam, nałożyłam lekki makijaż, przełożyłam telefon i portfel do torebki i byłam gotowa po około 20 minutach. Zajrzałam w lustro, wyglądałam calkiem normalnie w dżinsach i bluzce z długim rękawem. Mój ulubiony płaszcz przełożyłam na ręce i wyszłam ze swojego pokoju.
-Jestem gotowa- powiedziałam do Rose schodząc po schodach. Alice już nie było z nią
-Czeka w samochodzie-powiedział Jasper wchodząc do domu.
-Ok, to my już pójdziemy, do zobaczenia wszystkim- powiedziała Rose i wyszłyśmy do auta
-Nadal jesteś ciekawa gdzie jedziemy?-powiedziała Alice po 30 minutach paplaniny z Rose
-A jak myślisz?- spytałam retorycznie z uśmiechem na twarzy
-Dobra powiemy ci, ale się nie denerwuj, ok?
-To powiecie mi w końcu gdzie mnie wieziecie?- spytałam zniecierpliwiona
-Znalazłyśmy twoich rodziców- twarz mi zastygła w bezruchu, miałam chaos w głowie. Po tych kilku latach poszukiwania w końcu będę mogła ich zobaczyć. - Mieszkają w Forks, takiej małej miejscowości w stanie Waszyngton.
-Dziękuję wam!- przytuliłam obie, byłam pełna obaw co do tego spotkania.- Jak wy tego dokonałyście? To było prawie niemożliwe.
-Edward akurat znalazł się przypadkiem tam i natknął się na twoje dawne nazwisko więc do nas zadzwonił.
-Czemu mi nic wcześniej nie powiedziałyście?
-Chciałyśmy ci zrobi niespodziankę- usprawiedliwiła się Rose
-Chcesz coś więcej wiedzieć o nich?
-No jasne że tak- powiedziałam z radością
-Twój tata to Charlie Swan, a mama to Renee Dwyer. Są rozwiedzeni. ona związała się z Philem Dwyer'em, nie mają dzieci. On ma dzieci z Sue Clearwater: Leah i Setha.
-Jeszcze raz wam bardzo dziękuje!- powiedziałam do nich i po jakimś czasie zasnęłam na ramieniu Rosalie która siedziała obok mnie. Po jakimś czasie ktoś mną potrząsnął. To była Alice, która mnie budziła właśnie bo dojechałyśmy już na lotnisko. Po kilkunastu minutach siedziałyśmy w samolocie, moje siostry zaczęły już wymyślać nowe plany co chciałyby kupić w jakimś ciekawym centrum handlowym. mnie to zbytnio nie interesowało, więc znowu zasnęłam. Przez moją chorobę bardzo dużo sypiałam, miałam zwiększony apetyt. Z Anchorange do Seattle była długa droga, potem już tylko samochodem do Forks i już niedługo czekało mnie spotkanie z moją biologiczną rodziną.
-A Carlisle i Esme o wszystkim wiedzą?- spytalam się dziewczyn jeszcze zanim zasnęłam.
-Oczywiście że tak- odp. mi Alice
Rozdział I - ucieczka od miłości
Z perspektywy Amy
Moje życie jest do dupy. Mam dopiero 10 lat i jestem w szpitalu bo mam kolejną chemioterapie (mam białaczkę). Chciałabym żeby się dla mnie znalazł dawca szpiku, bo już mam dość szpitali. Od 2 lat spędzam wiekszość czasu w szpitalu, nie mogę też źle się odżywiać. Jestem wegetarianką. Moja nawet najmniejsza choroba może przerodzić się w śmiertelne dla mnie zapalenie płuc. Gdy dowiedziałam się o mojej chorobie Carlisle powiedział mi sekret naszej rodziny. Wtedy także dowiedziałam się o tym że to nie Esme mnie urodził i to nie ona jest moją biologiczną matką. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo.
Nie znam narazie swoich prawdziwych rodziców ale wszyscy pomagają mi jak mogą żebym ich odnalazła. rozumieją mnie.
Jest dopiero 9;00, niedługo przyjdzie do mnie Carlisle tak jak codziennie. Dzisiaj jest 20 stycznia 2000r. Za miesiąc moje urodziny, pewnie spędzę je znowu w szpitalu. o 12;00 przyszedł mój ojciec na popołudniową zmianę więc od razu do mnie zajrzał. Miał nietęgą minę...
-Coś się stało?-zapytałam go po chwili milczenia
-Nie, nie, nic. Wszystko w porządku. Niczym się nie przejmuj.
-Przecież widzę że coś jest nie tak-zaoponowałam
-Masz rację. To dlatego nie byłem wczoraj w pracy ani u ciebie. Jak wiesz we wrześniu Bella przeszła przemianę po urodzeniu Renesmee. Ale wszystko się zmieniło. Nessie wygląda już jak nastolatka i ona razem z matką opuściły nas wczoraj. Bella powiedziała że jej uczucia do Edwarda wygasło i już go nie kocha. On dzisiaj rano też wyjechał, powiedział że chce być sam.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Brak mi słów. To jest po prostu nie do opisania. Jak ona mogla mu to zrobić! On ją pewnie nadal kocha. Tata patrzył się na mnie ze współczuciem, wiedział że jestem zagubiona, rozumiał mnie.
-Esme chce do ciebie jeszcze później przyjść-Carlisle przerwał ciszę po dobrych kilku minutach ciszy. Skinęłam tylko głową.
-Co o tym wszystkim myślisz?-zapytał
-Mam mętlik w głowie-odpowiedziałam
-Niepotrzebnie ci to teraz mówiłem
-I tak bym się w końcu o tym dowiedziała-zaoponowałam
-Lepiej później niż wcale-powiedział
-Chciałabym zostać sama, muszę sobie wszystko przemyśleć-powiedziałam patrząc mu w oczy. Wyszedł tak jak prosiłam. Jak moje życie będzie teraz wyglądać? Jak moja rodzina będzie się zachowywać gdy wyjdę ze szpitala? Podobno już jutro mam wyjść do domu. a jak przeżyli to Bree i Riley? Musze te wszystkie pytania zadać jeszcze dzisiaj Esme jak do mnie przyjdzie.
Moje życie jest do dupy. Mam dopiero 10 lat i jestem w szpitalu bo mam kolejną chemioterapie (mam białaczkę). Chciałabym żeby się dla mnie znalazł dawca szpiku, bo już mam dość szpitali. Od 2 lat spędzam wiekszość czasu w szpitalu, nie mogę też źle się odżywiać. Jestem wegetarianką. Moja nawet najmniejsza choroba może przerodzić się w śmiertelne dla mnie zapalenie płuc. Gdy dowiedziałam się o mojej chorobie Carlisle powiedział mi sekret naszej rodziny. Wtedy także dowiedziałam się o tym że to nie Esme mnie urodził i to nie ona jest moją biologiczną matką. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo.
Nie znam narazie swoich prawdziwych rodziców ale wszyscy pomagają mi jak mogą żebym ich odnalazła. rozumieją mnie.
Jest dopiero 9;00, niedługo przyjdzie do mnie Carlisle tak jak codziennie. Dzisiaj jest 20 stycznia 2000r. Za miesiąc moje urodziny, pewnie spędzę je znowu w szpitalu. o 12;00 przyszedł mój ojciec na popołudniową zmianę więc od razu do mnie zajrzał. Miał nietęgą minę...
-Coś się stało?-zapytałam go po chwili milczenia
-Nie, nie, nic. Wszystko w porządku. Niczym się nie przejmuj.
-Przecież widzę że coś jest nie tak-zaoponowałam
-Masz rację. To dlatego nie byłem wczoraj w pracy ani u ciebie. Jak wiesz we wrześniu Bella przeszła przemianę po urodzeniu Renesmee. Ale wszystko się zmieniło. Nessie wygląda już jak nastolatka i ona razem z matką opuściły nas wczoraj. Bella powiedziała że jej uczucia do Edwarda wygasło i już go nie kocha. On dzisiaj rano też wyjechał, powiedział że chce być sam.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Brak mi słów. To jest po prostu nie do opisania. Jak ona mogla mu to zrobić! On ją pewnie nadal kocha. Tata patrzył się na mnie ze współczuciem, wiedział że jestem zagubiona, rozumiał mnie.
-Esme chce do ciebie jeszcze później przyjść-Carlisle przerwał ciszę po dobrych kilku minutach ciszy. Skinęłam tylko głową.
-Co o tym wszystkim myślisz?-zapytał
-Mam mętlik w głowie-odpowiedziałam
-Niepotrzebnie ci to teraz mówiłem
-I tak bym się w końcu o tym dowiedziała-zaoponowałam
-Lepiej później niż wcale-powiedział
-Chciałabym zostać sama, muszę sobie wszystko przemyśleć-powiedziałam patrząc mu w oczy. Wyszedł tak jak prosiłam. Jak moje życie będzie teraz wyglądać? Jak moja rodzina będzie się zachowywać gdy wyjdę ze szpitala? Podobno już jutro mam wyjść do domu. a jak przeżyli to Bree i Riley? Musze te wszystkie pytania zadać jeszcze dzisiaj Esme jak do mnie przyjdzie.
Prolog
Jestem Amy. mam kochającą rodzinę Cullenów. Ale moje życie się nagle i nieodwracalnie zmieni. Poznam swoją biologiczną rodzinę i opuszczę tych których kocham. Poznam chłopaka. Nie wiem co z nami będzie. Sue mnie nienawidzi i najchętniej by mnie wyrzuciła z domu. Leah mnie toleruje i może nawet mnie lubi, a Seth mnie w każdej sytuacji obroni. Uważa ze jeżeli jesteśmy rodzeństwem to powinniśmy się chronić nawzajem....
Ale niedługo już nie będzie odwrotu
Ale niedługo już nie będzie odwrotu
Bohaterowie
Carlisle Cullen- głowa i założyciel rodziny. Od momentu kiedy uratował Edwarda, Rosalie,
Emmeta i również Alice i Jaspera- których nie zmienił w wampiry- stał
się ich ojcem. Uratowawszy Esme zyskał partnerkę. Wymyślił nową dietę
zwaną wegetarianizmem, który polega na odżywianiu się krwią zwierzęcą.
Adoptował Amy zaraz po urodzeniu.
Esme Cullen- uratowana przez Carlisle'a po próbie samobójstwa. Edwarda, Rosalie, Emmeta, Alice, Jaspera i Amy traktuje jak własne dzieci. Zaszła w ciążę dzięki darowi Belli.
Edward Cullen- potrafi czytać w myślach zarówno ludziom jak i wampirom. Lubi grać na fortepianie. różniej zostaje partnerem Amy.
Rosalie Hale- Amy traktuje jak własną córkę, bo nie mogła mieć dzieci. Nie pozwala jej skrzywdzić. Uratowała Emmetta który później został jej partnerem. Zaszła w ciążę dzięki darowi Belli
Emmett Cullen- nie pozwala skrzywdzić Rose i Amy. Jest beztroski i każdą sytuację potrafi obrócić w żart. Lubi polować na niedźwiedzie.
Alice Cullen- uwielbia zakupy ze swoimi siostrami. Ma dar-widzi przyszłość.
Jasper Hale- może kontrolować i wyczuwać emocje innych. Ulubiona rozrywka-hazard z Emmettem. Bardzo polubił Amy-jego przyszywaną siostrę.
Bella Swan/Cullen- ma dar-tarczę czysto fizyczną. Dzięki niej Esme i Rosalie zaszły w ciążę. Po urodzeniu Renesmee i przemianie wampira odeszła z córką i Jacobem od Cullenów.
Renesmee Cullen- obiekt wpojenia Jacoba. Ojciec jest wampirem, nie znany. Córka belli. Wychowywana z matką przez Edwarda.
Jacob Black- wpojony w Renesmee. Jego rodzina zginęła w pożarze. Przeżył tylko on. jest wilkołakiem. Uciekł razem z Bellą i swoją dziewczyną przez decyzję jej matki.
Riley Biers- syn Esme. Przyjaciel Amy. jest 3 lata starszy od Amy. Póżniej zostaje wampirem z Bree
Bree Tanner- córka Rosalie. Przyjaciółka Amy. W wieku Riley'a.
Amy Swan/Cullen- adoptowana córka Carlisle'a i Esme, Cullenowie bardzo ją kochają. Jest główną bohaterka mojego bloga. Zamiast Belli.
Liam Bewley- chłopak Amy, potem już nie są razem. Łączy ich dziecko córeczka, ale o tym gdy będziecie czytać
Esme Cullen- uratowana przez Carlisle'a po próbie samobójstwa. Edwarda, Rosalie, Emmeta, Alice, Jaspera i Amy traktuje jak własne dzieci. Zaszła w ciążę dzięki darowi Belli.
Edward Cullen- potrafi czytać w myślach zarówno ludziom jak i wampirom. Lubi grać na fortepianie. różniej zostaje partnerem Amy.
Rosalie Hale- Amy traktuje jak własną córkę, bo nie mogła mieć dzieci. Nie pozwala jej skrzywdzić. Uratowała Emmetta który później został jej partnerem. Zaszła w ciążę dzięki darowi Belli
Emmett Cullen- nie pozwala skrzywdzić Rose i Amy. Jest beztroski i każdą sytuację potrafi obrócić w żart. Lubi polować na niedźwiedzie.
Alice Cullen- uwielbia zakupy ze swoimi siostrami. Ma dar-widzi przyszłość.
Jasper Hale- może kontrolować i wyczuwać emocje innych. Ulubiona rozrywka-hazard z Emmettem. Bardzo polubił Amy-jego przyszywaną siostrę.
Bella Swan/Cullen- ma dar-tarczę czysto fizyczną. Dzięki niej Esme i Rosalie zaszły w ciążę. Po urodzeniu Renesmee i przemianie wampira odeszła z córką i Jacobem od Cullenów.
Renesmee Cullen- obiekt wpojenia Jacoba. Ojciec jest wampirem, nie znany. Córka belli. Wychowywana z matką przez Edwarda.
Jacob Black- wpojony w Renesmee. Jego rodzina zginęła w pożarze. Przeżył tylko on. jest wilkołakiem. Uciekł razem z Bellą i swoją dziewczyną przez decyzję jej matki.
Riley Biers- syn Esme. Przyjaciel Amy. jest 3 lata starszy od Amy. Póżniej zostaje wampirem z Bree
Bree Tanner- córka Rosalie. Przyjaciółka Amy. W wieku Riley'a.
Amy Swan/Cullen- adoptowana córka Carlisle'a i Esme, Cullenowie bardzo ją kochają. Jest główną bohaterka mojego bloga. Zamiast Belli.
Liam Bewley- chłopak Amy, potem już nie są razem. Łączy ich dziecko córeczka, ale o tym gdy będziecie czytać
Subskrybuj:
Posty (Atom)